Aktor opublikował swoje stanowisku w tygodniku "Puls Tygodnia", którego jest felietonistą. Tłumaczy w nim dlaczego najpierw opowiedział swoją historię tygodnikowi "Wprost", a potem nie chciał autoryzować wywiadu (jego zdaniem autorka przygotowała niekorzystną dla niego tezę, w którą nie chciał się wpisać).
Rozmowa dotyczyła szantażu, którym kolorowa prasa żyła w lecie zeszłego roku. W grudniu w sprawie zapadł wyrok. "Szantażysta sam poddał się karze i został skazany z art 335 na 3 lata w zawieszeniu. W oświadczeniu po wyroku jest zdanie, że materiały zebrane jako dowody przestępstwa, które posłużyły do szantażu nie są związane z moją osobą" - przekonuje Pazura.
Dla mediów cała historia zaczęła się od sierpniowej akcji detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, który w jednym z warszawskich centrów handlowych dokonał spektakularnego zatrzymania człowieka, którego przekazał potem policji. Na opublikowanych potem przez tabloidy zdjęciach był również Pazura. Okazało się, że to on był zleceniodawcą detektywa. Zatrzymany mężczyzna od grudnia 2010 do stycznia 2011 roku kierował groźby wobec aktora dotyczące ujawnienia nagrań z jego udziałem - informowała potem prokuratura.
Aktor zapłacił mu 8 tys. zł, ale w zeszłym roku w Internecie pojawiły się oferty sprzedaży tych samych nagrań. Pazura tłumaczy, dlaczego wcześniej zdecydował się zapłacić. "Te pieniądze zostały WYŁUDZONE ode mnie pod pretekstem sprawdzenia zawartości materiału, który rzekomo miał moc, żeby mnie skompromitować. Szantażysta żądał 35 tysięcy! Za osiem przekazał „materiał" mojemu agentowi, żebym go sobie łaskawie obejrzał. Obejrzałem! I co? I gość zniknął na dwa lata! W tym, co obejrzałem mnie nie było!" - napisał gwiazdor.
Pazura ujawnia, że w dniu, w którym miała powstać taśma, był w innym miejscu. "Otóż na felernym materiale mającym mnie skompromitować jest kod czasowy z datą i godziną. Z zeznań oskarżonego wynika też, że został „stworzony" w Warszawie. I tu bomba! Otóż tego dnia, o tej godzinie, która widnieje na materiale, stałem na scenie, 138 km od Warszawy, w miejscowości Chlewiska, w pałacu, gdzie miałem występ dla ludzi z branży paliwowej. Policja jest w posiadaniu skanów mojego meldunku w hotelu, faktury za występ i zaświadczenia, że taki się odbył. Chyba nawet jest mój wpis do księgi pamiątkowej obiektu. I tego szantażysta jakoś nie przewidział" - przekonuje.