Zbrodni nie ma, życie złamane

Krystyna K. straciła wszystko, bo prokuratura ?w Białymstoku bezkrytycznie uwierzyła przestępcy. ?Za błędy śledczych zapłacą podatnicy.

Aktualizacja: 06.05.2014 18:43 Publikacja: 06.05.2014 05:46

Ze Stanów do Polski Krystynę K. przywieziono zakutą w kajdanki jak groźnego przestępcę

Ze Stanów do Polski Krystynę K. przywieziono zakutą w kajdanki jak groźnego przestępcę

Foto: 123RF

Historia, której szczegóły poznała „Rz", to kolejna skandaliczna sprawa podważająca zaufanie do prokuratury.

Ścigana przez polskich śledczych Krystyna K. spędziła rok w więzieniu w USA pod zarzutem zlecenia potrójnego zabójstwa, a potem została wydana w ręce polskiego wymiaru sprawiedliwości. – Oskarżenie zniszczyło mi życie i zdrowie, straciłam dobre imię, dom w USA, zmarł mój chory brat – opowiada „Rz" kobieta.

W celi z zabójczyniami

Pani Krystyna, rencistka, przed wyjazdem do USA mieszkała pod Warszawą, gdzie prowadziła niewielki sklep. Do Stanów wyjechała w 1999 r., mając  49 lat. Sprzątała domy, potem założyła własną firmę. Tam też poznała przyszłego męża i ściągnęła z Polski niepełnosprawnego brata.

W mieście Berlin na wschodzie USA (w stanie Connecticut) kupiła dom na kredyt, zrobiła remont za pieniądze ze sprzedaży mieszkania w Polsce.

Jej plany runęły 21 marca 2007 r., gdy do jej domu  weszli agenci federalni. – Usłyszałam, że będę odesłana do Polski, bo grozi mi dożywocie za zabicie trzech  osób – wspomina Amerykański sędzia wyjaśnił, że wysłano za nią list gończy z Polski. Na osiem miesięcy trafiła do więzienia w Niantic.

– Siedzą tam kobiety skazane nawet na sto lat za zabójstwa. Do jedzenia dawali odpadki. To był horror – opowiada.

Kolejne trzy miesiące spędziła w więzieniu o lżejszym rygorze. W lutym 2008 r. w eskorcie dwóch agentów FBI została przywieziona do Polski. Na Okęciu po wyjściu z samolotu upadła. Karetka odwiozła ją do więziennego szpitala przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Po siedmiu dniach prokuratura uchyliła jej areszt i zmieniła zarzut. Ale gehenna trwała. – Była zima, godzina 21. Dali mi 30 zł i wyrzucili z aresztu, choć mówiłam, że nie mam tu nikogo. Powiedzieli, że taka jest decyzja prokuratora – wspomina.

Wylądowała na ulicy. – Chodziłam po śmietnikach – mówi. Była bliska samobójstwa, pomogła jej lekarka psychiatra.

Przyczyną jej kłopotów były zeznania kryminalisty Sławomira R., odsiadującego łącznie 33 lata, któremu bezkrytycznie uwierzyła Izabela Bohdziewicz z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku (prowadzącej kilka spraw, w których R. występował). W 2002 r. sąd na wniosek śledczych wydał nakaz aresztowania K. Zarzut był szokujący: podżeganie do zabójstwa trzech osób.

– Dopiero po sprowadzeniu pani Krystyny do Polski prokuratura zmieniła zarzut na kierowanie pobiciem „nieustalonego mężczyzny z byłego ZSRR" – mówi mec. Kazimierz Niemirowicz-Szczytt, adwokat kobiety.

Zlecenie na „ruskich"?

Akt oskarżenia ma cztery i pół strony, do sądu trafił w 2009 r. Zarzut już na pierwszy rzut oka wyglądał dziwnie: „w bliżej nieustalonej dacie" w marcu 1995 r., „działając wspólnie i w porozumieniu (...) kierowała pobiciem przez dwie osoby – nieustalonego mężczyzny – obywatela byłego ZSRR". Bić miał m.in. R.

Ofiary – żywej ani martwej – nie znaleziono.  Kluczowym dowodem dla prokuratury były zeznania R., który twierdził, że był w domu kobiety, a ta miała mu zlecić pozbycie się „ruskich" nachodzących jej sklep.

Oczywisty brak winy

Sądy dwóch instancji całkowicie oczyściły Krystynę K. z zarzutów, a oskarżenie zmiażdżyły. „Brak dowodów na winę oskarżonej jest wręcz oczywisty" – zaznaczył Sąd Rejonowy dla warszawskiej Pragi-Południe w wyroku z 2010 r.

Wytknął, że brak dowodów nawet na „fakt główny", czyli to, czy kogoś pobito. „Nie ustalono pokrzywdzonego, nie wiadomo nawet, czy osoba taka istniała, czy też jest jedynie wytworem wyobraźni świadka R.".

– Prokuratura oskarżyła moją klientkę, nie weryfikując dowodów. Sławomir R. nawet dokładnie nie pamiętał, czy miał kogoś zabić czy też pobić – mówi mec. Niemirowicz-Szczytt.

Zeznania R. sąd nazwał pomówieniem.  Jego zdaniem opis zarzutu dotyczący „siły i umiejscowienia zadawanych ciosów", które mogły narażać na „bezpośrednie niebezpieczeństwo śmierci", oparty wyłącznie na zeznaniach R., musi być uznany za „czystą spekulację".

Niemal każde zdanie z uzasadnienia wyroku wystawia fatalną ocenę oskarżeniu. Dlaczego R. pomówił? Bo miał jako skruszony przestępca interes w złożeniu zeznań przeciwko K., a „skazanie za jedno pobicie więcej nie robiło żadnej różnicy" – uznał sąd (ten sam R. w innej sprawie fałszywie obciążył mec. Jana Widackiego).

Prokuratura złożyła apelację. We wrześniu 2011 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że jest „w stopniu oczywistym bezzasadna". I zauważył, że prokurator w żaden sposób nie udowodnił choćby „wysokiego prawdopodobieństwa, że do popełnienia przestępstwa w ogóle doszło".

Awans dla prokurator

Za fałszywe oskarżenie Krystyny K. zapłacą podatnicy. Niedawno sąd przyznał jej ok. 650 tys. odszkodowania i ponad 69 tys. zł zadośćuczynienia. To prawie dokładnie tyle, ile zaproponował reprezentujący prokuraturę na procesie odszkodowawczym prok. Stanisław Wieśniakowski z warszawskiej okręgówki.

Zadośćuczynienie wyliczył na 6 tys. zł za każdy miesiąc pobytu w areszcie. – To kwota adekwatna do przeżytych cierpień. Ofiarom stanu wojennego czy ludziom wywożonym na Syberię przyznaje się 5–6 tys. zł za miesiąc – uzasadnił. – W USA można się sądzić o miliardy, nasze realia są inne – zaznaczył w sądzie. Wyraził ubolewanie za niesłuszne oskarżenie, którego dopuściła się prokuratura w Białymstoku.

–  Moja klientka domagała się 1 mln zł zadośćuczynienia i 1,8 mln zł odszkodowania, m.in. za straty poniesione w Stanach Zjednoczonych  – mówi Niemirowicz-Szczytt.

Podaje, że w USA K. zarabiała rocznie ok. 65 tys. dolarów. Przez aresztowanie straciła dom, bo nie mogła spłacać kredytu – bank sprzedał go za 209 tys. dolarów, czyli poniżej ceny, po jakiej K. go kupiła. – Dochodzimy kwoty, za jaką dom został sprzedany, plus zwrotu kosztów adwokatów amerykańskich (ok. 35 tys. dolarów) i odszkodowania za utracone zarobki – mówi adwokat.

K. ma zakaz wjazdu do Stanów. Sprawę można tam odkręcić, ale kosztuje to krocie.

Prokurator Izabela Bohdziewicz nie poniosła konsekwencji swego błędu. Wręcz przeciwnie: w 2011 r. awansowała do Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku, do elitarnego Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji (została tam oddelegowana).

Dlaczego oskarżyła Krystynę K., mając tylko wątpliwe zeznania kryminalisty? Na to pytanie „Rz" prok. Bohdziewicz nie  odpowiedziała.

Historia, której szczegóły poznała „Rz", to kolejna skandaliczna sprawa podważająca zaufanie do prokuratury.

Ścigana przez polskich śledczych Krystyna K. spędziła rok w więzieniu w USA pod zarzutem zlecenia potrójnego zabójstwa, a potem została wydana w ręce polskiego wymiaru sprawiedliwości. – Oskarżenie zniszczyło mi życie i zdrowie, straciłam dobre imię, dom w USA, zmarł mój chory brat – opowiada „Rz" kobieta.

Pozostało 93% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo