Na otwarciu „Rzeczpospolitej" mamy „Bitwę o Brukselę". „Wybory 751 eurodeputowanych do PE zakończone, pora rozpocząć skomplikowany proces mianowania osób na najwyższe stanowiska w Unii Europejskiej". Od tego, kto stanie na czele unijnych władz, zależy przecież w dużym stopniu, jaka wizja Europy i europejskiej integracji będzie dominująca w nadchodzących latach.
W najbliższych tygodniach trzeba uzgodnić kandydatów na szefa Komisji Europejskiej, Rady Europejskiej, wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej, czy stałego przewodniczącego eurogrupy. Największe szanse na fotel przewodniczącego KE ma były premier Luksemburga i doświadczony eurokrata Jean-Claude Juncker. Ale to, co jest jego największą zaletą – czyli ogromne doświadczenie w poruszaniu się po meandrach brukselskiej polityki, może jednocześnie wykluczyć go z wyścigu – kandydatura opowiadającego się za pogłębieniem europejskiej integracji Junckera może okazać się nie do przełknięcia dla bardziej eurosceptycznych przywódców, m.in. Wielkiej Brytanii, Holandii, czy Węgier. Dlatego czarnym koniem może być premier Irlandii Enda Kenna.
A na jakie stanowiska szanse mają Donald Tusk, Radosław Sikorski, Jan Krzysztof Bielecki, Elżbieta Bieńkowska, Danuta Hubner czy Janusz Lewandowski? O tym przeczytają Państwo w dzisiejszej „Rz".
E-państwo? Nie w Polsce
Dużo miejsca eurowyborom poświęcają również „Gazeta Wyborcza" i „Dziennik Gazeta Prawna", analizując przede wszystkim problemy z liczeniem głosów oraz ogłoszeniem ostatecznych wyników głosowania. Dlaczego liczenie głosów w wyborach w Polsce trwa tak długo? – pyta „GW". Odpowiedź brzmi: ponieważ wciąż króluje u nas papier. „Komisje obwodowe przekazują protokoły do rejonowych, rejonowe do okręgowych, a okręgowe do centrali w Warszawie. Dlatego końcowe wyniki wyborów poznaliśmy dopiero w poniedziałek po godz. 21" – czytamy w tekście „Polskie liczenie głosów".
Co prawda było kilka unijnych krajów, które swoje głosy liczyły jeszcze dłużej, ale to słabe pocieszenie. Zamieszanie związane z przesuwaną kilka razy chwilą ogłoszenia wyników sprawiło, że politycy PiS doszli do wniosku, że PKW w ostatniej chwili mogła „przechylić szalę zwycięstwa" na korzyść PO. I teraz na własną rękę liczy głosy. – Są już pierwsze rozbieżności – ogłosiła czuwająca nad akcją z ramienia PiS Anna Sikora.