Wszystko ma być uzgodnione przed szczytem NATO w Hadze 24 czerwca. Europejczycy obawiają się, że jeśli plan nie będzie gotowy, Donald Trump może w ostatniej chwili odwołać swój przyjazd do Holandii. We wtorek w trakcie zdalnej konferencji prasowej ambasador USA Matthew Whitaker powiedział, że przyjazd prezydenta USA jest ze wszech miar spodziewany.
Sekretarz generalny NATO Mark Rutte ustalił, że szczegółowy plan wzrostu wydatków zostanie ostatecznie zatwierdzony na początku czerwca na spotkaniu ministrów obrony sojuszu.
– 5 procent PKB to nie jest tylko liczba. To jest konieczność. Jak wiadomo, sojusz staje w obliczu poważnych zagrożeń i musimy być gotowi stawić im czoła – powiedział Whitaker.
W grę wchodzą jednak gigantyczne zobowiązania. Dochód narodowy 32 krajów NATO to dziś blisko 60 bilionów dolarów. Za siedem lat sojusz miałby więc wydawać na obronę około kilku bilionów dolarów. Cały dochód narodowy Rosji wynosi w tej chwili około 2 bilionów dolarów, ledwie dwa razy więcej niż Polski. Moskwa nie byłaby więc w stanie wytrzymać takiego wyścigu zbrojeń, podobnie jak w latach osiemdziesiątych XX wieku, gdy Ronald Reagan rzucił podobne wyzwanie „imperium zła”, Związkowi Radzieckiemu.
Do wydatków na obronę zapewne będzie można doliczyć koszty CPK czy Tarczy Wschód
Aby plan był realny, Rutte wysunął jednak pomysł, aby bezpośrednie wydatki na obronę w ciągu siedmiu lat wzrosły do 3,5 proc. PKB. Do pozostałych 1,5 proc. PKB zaliczano by nakłady z tym powiązane, w tym m.in. na infrastrukturę, ochronę cyberprzestrzeni czy granic. A być może nawet wsparcie dla Ukrainy. Polska, która już dziś wydaje proporcjonalnie do PKB najwięcej w NATO (ponad 4 proc. PKB), mogłaby więc starać się o to, aby do tych rachunków zostały zaliczane nakłady np. na CPK czy Tarczę Wschód.