Wyścig zbrojeń: NATO zdławi Rosję

Zebrani w tureckiej Antalyi szefowie dyplomacji 32 krajów sojuszu uzgadniają plan podniesienia do 2032 r. wydatków na obronę do 5 proc. PKB. Byłoby to wielokrotnie więcej niż cały rosyjski dochód narodowy.

Publikacja: 14.05.2025 17:15

Wyścig zbrojeń: NATO zdławi Rosję

Foto: PAP/EPA/ERDEM SAHIN

Wszystko ma być uzgodnione przed szczytem NATO w Hadze 24 czerwca. Europejczycy obawiają się, że jeśli plan nie będzie gotowy, Donald Trump może w ostatniej chwili odwołać swój przyjazd do Holandii. We wtorek w trakcie zdalnej konferencji prasowej ambasador USA Matthew Whitaker powiedział, że przyjazd prezydenta USA jest ze wszech miar spodziewany.

Sekretarz generalny NATO Mark Rutte ustalił, że szczegółowy plan wzrostu wydatków zostanie ostatecznie zatwierdzony na początku czerwca na spotkaniu ministrów obrony sojuszu.

– 5 procent PKB to nie jest tylko liczba. To jest konieczność. Jak wiadomo, sojusz staje w obliczu poważnych zagrożeń i musimy być gotowi stawić im czoła – powiedział Whitaker. 

W grę wchodzą jednak gigantyczne zobowiązania. Dochód narodowy 32 krajów NATO to dziś blisko 60 bilionów dolarów. Za siedem lat sojusz miałby więc wydawać na obronę około kilku bilionów dolarów. Cały dochód narodowy Rosji wynosi w tej chwili około 2 bilionów dolarów, ledwie dwa razy więcej niż Polski. Moskwa nie byłaby więc w stanie wytrzymać takiego wyścigu zbrojeń, podobnie jak w latach osiemdziesiątych XX wieku, gdy Ronald Reagan rzucił podobne wyzwanie „imperium zła”, Związkowi Radzieckiemu.

Do wydatków na obronę zapewne będzie można doliczyć koszty CPK czy Tarczy Wschód

Aby plan był realny, Rutte wysunął jednak pomysł, aby bezpośrednie wydatki na obronę w ciągu siedmiu lat wzrosły do 3,5 proc. PKB. Do pozostałych 1,5 proc. PKB zaliczano by nakłady z tym powiązane, w tym m.in. na infrastrukturę, ochronę cyberprzestrzeni czy granic. A być może nawet wsparcie dla Ukrainy. Polska, która już dziś wydaje proporcjonalnie do PKB najwięcej w NATO (ponad 4 proc. PKB), mogłaby więc starać się o to, aby do tych rachunków zostały zaliczane nakłady np. na CPK czy Tarczę Wschód.

– Do tych wydatków będą wliczone takie rzeczy jak mobilność, niezbędna infrastruktura, cyberbezpieczeństwo. Z pewnością nie będzie tylko chodziło o pociski, czołgi czy haubice. Ale wszystko to musi być związane z obroną – powiedział Whitaker. 

Czytaj więcej

Europa z Trumpem przeciw Putinowi

Plan zakłada wprowadzenie bardzo ścisłego mechanizmu kontroli wydatków. Ostatnie dane NATO z kwietnia wskazują, że osiem krajów członkowskich wciąż nie wydaje ustalonego lata temu minimum 2 proc. PKB na obronę. Jednak już do czerwca wszyscy mają wykazać, że to robią. Specjalne decyzje w tym celu podjął m.in. premier Hiszpanii Pedro Sánchez.

To jest tylko jeden z elementów, który ma sprawić, że szczyt w Hadze przejdzie bezkonfliktowo, a Trump w żaden sposób nie podważy jedności transatlantyckiej, tak kluczowej w chwili, gdy NATO staje w obliczu egzystencjalnego zagrożenia ze strony Rosji. Innym elementem ma być maksymalne skrócenie czasu trwania spotkania, by nie dać okazji do starć Europejczyków z amerykańskim prezydentem, jak to było na szczycie w Brukseli w 2018 roku.

– Na tym spotkaniu całą uwagę skoncentrujemy na kwestiach wydatków na obronę – powiedział Whitaker. 

Planuje się także przyjęcie krótkiej deklaracji. Z porządku obrad wykreślono natomiast tradycyjną już dyskusję o perspektywie przyjęcia do paktu Ukrainy czy nawet projekt wsparcia Ukraińców przez NATO. Europejczycy postanowili też odłożyć na czas po haskim spotkaniu odpowiedź na zaporowe cła nałożone na Unię przez Trumpa (Waszyngton podpisał osobne porozumienie handlowe z Wielką Brytanią). 

Emmanuel Macron zapowiedział dyskusję o rozmieszczeniu francuskiej broni atomowej w innych krajach europejskich

Opory przeciwko tak forsownemu wzrostowi wydatków na obronę miały kraje, które dziś przeznaczają na ten cel wyjątkowo mało, i musiałyby nadrobić ogromne zaległości. Chodzi w pierwszym rzędzie o Kanadę, Hiszpanię, Włochy i Belgię. Jednak o pójściu drogą wyznaczoną przez Amerykanów przesądziło zdecydowane poparcie Polski, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii. 

Mimo wszystko właśnie w ramach tej czwórki szykowany jest plan B: na wypadek, gdyby jednak Amerykanie wycofali się z Europy. We wtorek wieczorem w trzygodzinnej audycji telewizji TF1 Emmanuel Macron powiedział, że Francja jest gotowa na dyskusję o umieszczeniu w niektórych krajach europejskich myśliwców uzbrojonych w pociski jądrowe. Prezydent zapowiedział, że w najbliższych „tygodniach lub miesiącach” przedstawi formalne ramy prowadzenia rokowań w tej sprawie, choć, jak zaznaczył, trwają już w tej chwili nieformalne rozmowy w tej sprawie.

Macron nie wskazał, o jakie państwa chodzi, jednak wiadomo, że francuskimi gwarancjami atomowymi są zainteresowane Polska i Niemcy. Francuski przywódca postawił jednak trzy warunki: ostateczną decyzję o użyciu francuskiej broni jądrowej zawsze będzie podejmował francuski prezydent; koszty stacjonowania francuskich myśliwców będzie ponosił kraj, który je przyjmie, oraz te maszyny będą musiały zostać zbudowane dodatkowo, a nie pochodzić z obecnego arsenału Francji. Francuski potencjał jądrowy opiera się na czterech okrętach podwodnych wyposażonych w pociski atomowe oraz floty myśliwców Rafale koncernu Dassault. Dziś Amerykanie w ramach NATO umieścili broń atomową na myśliwcach należących do Niemiec, Belgii, Włoch czy Turcji. 

Czytaj więcej

Donald Trump znów gra z Europą. Władimir Putin musiał poczuć się zaskoczony

W piątek w Nancy Macron tłumaczył „Rz”, że zawarty tego dnia francusko-polski traktat o przyjaźni zawierający gwarancje bezpieczeństwa ma jedynie uzupełnić gwarancje bezpieczeństwa uzgodnione w ramach NATO. Podobną logikę zaprezentował w odpowiedzi na pytanie naszej gazety Donald Tusk. 

Mimo wszystko polsko-francusko inicjatywa może w niektórych punktach okazać się problematyczna dla Amerykanów. Przewiduje ona w szczególności „preferencję europejską” przy zakupie uzbrojenia. Whitaker podkreślił, że zamówienia na broń przez europejskich aliantów muszą być otwarte na równych zasadach dla amerykańskich koncernów. Inaczej spowolni to rozwój zdolności obronnych NATO i jego postęp technologiczny – zaznaczył amerykański dyplomata. W grę wchodzą gigantyczne środki publiczne. 

Whitaker zauważył jednak, że Amerykanie nie planują wycofania swoich wojsk z Europy, choć proces przeglądu ich rozlokowania na świecie ma charakter ciągły.

Wszystko ma być uzgodnione przed szczytem NATO w Hadze 24 czerwca. Europejczycy obawiają się, że jeśli plan nie będzie gotowy, Donald Trump może w ostatniej chwili odwołać swój przyjazd do Holandii. We wtorek w trakcie zdalnej konferencji prasowej ambasador USA Matthew Whitaker powiedział, że przyjazd prezydenta USA jest ze wszech miar spodziewany.

Sekretarz generalny NATO Mark Rutte ustalił, że szczegółowy plan wzrostu wydatków zostanie ostatecznie zatwierdzony na początku czerwca na spotkaniu ministrów obrony sojuszu.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Euforia w Syrii. Trump obiecuje znieść sankcje
Polityka
Nawet przedstawiciele MAGA krytykują Donalda Trumpa za chęć przyjęcia samolotu od Kataru
Polityka
Czy Konfederacja w drugiej turze otwarcie poprze Nawrockiego? Bosak „odmawia spekulacji”
Polityka
Kurdyjska PKK się zlikwidowała. Teraz w grze kolejna kadencja Erdogana
Polityka
Amerykanie zostają w NATO