Seria rabunków trwała od listopada ubiegłego roku, a mężczyzna zdołał w ten sposób ukraść kilkadziesiąt tysięcy złotych.
- Zebrany materiał dowodowy pozwolił na przedstawienie podejrzanemu zarzutów dokonania sześciu napadów na placówki bankowe – mówi „Rzeczpospolitej" Katarzyna Padło z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
25-latek działał zawsze w taki sam sposób: wybierał małe oddziały banków, wchodził zamaskowany i terroryzował obsługę przedmiotem przypominającym broń. Następnie żądał wydania gotówki i chwilę później ulatniał się z łupem. Taki scenariusz powtarzał się sześciokrotnie, w różnych odstępach czasu. - Napastnik każdorazowo rabował kwoty od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Łącznie ze wszystkich „skoków" miał zyskać kilkadziesiąt tysięcy - mówi Katarzyna Padło.
Obsługa placówek bankowych, w których zjawiał się 25-latek zapamiętała, że chociaż napastnik straszył bronią – jak później się okazało, była to atrapa – zachowywał się dość spokojnie i nie był agresywny. Nie krzyczał, ale zdecydowanym tonem żądał wydania pieniędzy, a kiedy je otrzymał, szybko wychodził. Sprawca nie używał kominiarki, ale zasłaniał twarz szalikiem albo przysłaniał ją mocno naciągając na czoło kaptur lub czapkę z daszkiem.
Funkcjonariusze z wydziału do walki z przestępczością przeciwko mieniu Komendy Miejskiej Policji w Krakowie przeanalizowali zgłoszenia o napadach i doszli do wniosku, że za stoi za nimi ta sama osoba - prawdopodobnie amator. – „Skoki" były nieregularne, w różnym odstępie czasu, tylko na małe placówki bankowe. Tak, jakby ktoś działał pod presją chwili czy łatał braki w budżecie – mówi jeden ze śledczych. – Pierwszy napad miał miejsce w listopadzie ubiegłego roku, kolejny miesiąc, oraz dwa miesiące później. Potem była dłuższa przerwa, a ostatni skok przeprowadził w październiku tego roku – zaznacza śledczy.