"Rzeczpospolita": W swojej najnowszej książce „Byliśmy głupi" dokonuje pan gorzkiego podsumowania 25 lat polskiej demokracji. Czy równie gorzko ocenia pan konstytucję?
Prof. Marcin Król, filozof i historyk idei politycznych: Konstytucja wyszła nam nie najgorsza. Zawiera kilka kompromisów, dzisiaj szkodliwych, które wówczas musiały być zawarte.
Lech Wałęsa przypomina, że pisano ją przeciwko niemu.
To było przy Aleksandrze Kwaśniewskim, który tak naprawdę nic złego nie zrobił. Podział władzy jest dzisiaj anachronizmem. Rola władzy wykonawczej stała się tak dominująca w stosunku do ustawodawczej, że dzisiaj należałoby poprawić zapisy konstytucji w tym obszarze. Władza wykonawcza powinna zostać wzmocniona. Należy się zastanowić, czy warto przestrzegać podziału monteskiuszowskiego.
A co z prezydentem?
Wybierany w wyborach powszechnych to dziwoląg. Powinno go wybierać Zgromadzenia Narodowe. Kompromis podziału władzy między prezydenta i rząd jest w Polsce niedobry i nonsensowny.
Głowa państwa ma niewielkie uprawnienia...
...ale bardzo silny mandat społeczny. Z tej racji prezydent powinien mieć uprawnienia takie jak w USA czy we Francji. Ale ja jestem za tym, żeby miał takie uprawnienia jak prezydent w Niemczech, którego wybiera Zgromadzenie Federalne. Tam starają się, żeby osoba wybrana na prezydenta była kimś powszechnie znanym o wysokim standardzie moralnym. Richard von Weizsäcker niekoniecznie był przez wszystkich lubiany, ale był szanowany jako człowiek wielkiej klasy. Prezydentem, który jest autorytetem dla społeczeństwa, jest też Joachim Gauck. Głowa państwa nie może być kwiatkiem do kożucha jak np. prezydent Austrii, którego nawet spora część Austriaków nie zna. Konstytucja RP została zawarta wskutek kompromisów i rozgrywek, co doprowadziło do tego, że dzisiaj mamy wiele złych zapisów w ustawie zasadniczej.
Jakich?
Ryszard Bugaj i Unia Pracy, która była wówczas w parlamencie, doprowadzili do wpisania do konstytucji zapisu, że nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna. To nonsens, bo polska szkoła nie jest darmowa. Płaci za nią społeczeństwo, podatnicy. Ten zapis uniemożliwia sensowne zbudowanie płatnych uczelni i doprowadza do przesadnej unifikacji. Złą rolę w tym procederze odgrywa też Unia Europejska. Konstytucja blokuje budowę elitarnych uczelni w Polsce.