Rzeczpospolita: W ostatnim wywiadzie dla PAP mówił pan, że na klimat inwestycyjny wpływa, choć nieznacznie, międzynarodowe zawirowanie wokół Polski. Czy nierozwiązany kryzys konstytucyjny może ten wpływ powiększyć i w jakim stopniu?
Mateusz Morawiecki: Ludzie oczekują czarno-białych odpowiedzi, a prawda jest taka, że wpływ konfliktu wokół Trybunału na gospodarkę istnieje, ale nie ma charakteru zasadniczego. Skoro zagraniczni inwestorzy podejmują decyzje o bardzo dużym zaangażowaniu w Polsce to znaczy, że znaczenie tego kryzysu nie jest decydujące. Myślę tu chociażby o ogłoszonej niedawno dużej inwestycji Daimlera w Polsce. Pracujemy też nad kilkoma innymi projektami inwestycyjnymi. Rozmawiamy z Francuzami, Niemcami i Amerykanami. Przecież często inwestorzy wykładają pieniądze w krajach, których w ogóle nie ma żadnych instytucji jak odpowiedniki naszego Trybunału. Generalnie, sprawa TK jest pewnym balastem w relacjach transgranicznych i dlatego pracujemy nad kompromisem. Moim zdaniem propozycja rządu z końca kwietnia, jest bardzo daleko idąca. Dziwię się więc i jest mi przykro, że opozycja i Trybunał nie przyjęły tej wyciągniętej dłoni, tylko wciąż mają zaciśnięte pięści.
Franz Timmermans także nie uznał, ze ta rządowa propozycja kompromisu jest na tyle dobra, by Bruksela powstrzymała się przed wydaniem negatywnej opinii o zagrożeniu demokracji w Polsce.
Z wiceprzewodniczącym Timmermansem rozmawiałem osobiście przed wydaniem tej opinii i wtedy uznawał, ze jesteśmy bardzo bliscy kompromisu.
Czy w czasie ostatnich częstych Pańskich wizyt odczuwał Pan tam jakieś poważne załamanie w stosunkach z Polską? Czy nie obawia się pan, że przeciągający się kryzys może negatywnie wpłynąć na przykład na wysokość wypłacanych Polsce w przyszłości funduszy unijnych.