Do tej samej rzeki

Tyle komplementów, ile pod adresem postkomunistów przeczytałem w jednym tekście - w sobotnim „Dzienniku”, w artykule Piotra Zaremby, nie zdarza się często. Nawet w „Dzienniku”, ostatnio rozpaczliwie zagubionym w politycznej rzeczywistości...

Aktualizacja: 03.01.2009 10:26 Publikacja: 03.01.2009 10:23

Zaremba pisze o czerwonych: byli poważni, profesjonalni, spokojni, wyrozumiali, samoograniczający się... Wymienia wiele przymiotników i każdy z nich stara się solidnie uzasadnić. Nie dlatego, że postkomunistów specjalnie lubi (znając jego publicystykę i jego samego osobiście, nigdy bym go o to nie podejrzewał), ale dlatego, że w jakiś przedziwny sposób ich szanuje. W swojej dziennikarskiej karierze od sejmowego reportera do jednego z najważniejszych polskich publicystów zdołał liderów SdRP i SLD dobrze poznać. Z jednymi pił herbatę, z drugimi... powiedzmy... kawę... Ale pisał o nich zwykle ostro i krytycznie.

Dziś Piotr Zaremba pisze o postkomunistach ciepło. Z pewnym sentymentem – charakterystycznym dla epitafiów. Bo dawni liderzy tej formacji: Janik, Miller, Siemiątkowski, Kwaśniewski, to - zdaniem publicysty „Dziennika” – umarła klasa, upadli arystokraci, których Napieralski i Olejniczak zastąpić nie są w stanie.A o umarłych pisze się tylko dobrze.

Niestety, mam wrażenie, że to pogrzeb przedwczesny. Być może kilku spośród starszych liderów SLD już pozostanie na politycznej emeryturze, ale coś czuję, że niektórzy powrócą. Ich partia już idzie w górę w sondażach, a w sejmowych głosowaniach stała się mocną podporą rządu Tuska. Czerwonych w Polsce już nie raz grzebano. Zawsze odradzali się. W kolejnych wcieleniach jako coraz mądrzejsze i coraz bardziej żarłoczne krokodyle.

[ul][li]**[/li][/ul]

Co oczywiście nie znaczy, że co pewien czas wchodzimy do tej samej rzeki. Jednak coś się zmienia. W tekście Zaremby nieco na marginesie pojawia się anegdotka o tym, jak po zwycięstwie Kwaśniewskiego goście jego sztabu wyborczego wygrażali pięściami pojawiającemu się na ekranie telewizorów Tomaszowi Wołkowi. Za parę lat, po zwycięstwie na przykład Olejniczaka, Wołek pewnie będzie w sztabie lewicy fetowany – jako jeden z współtwórców sukcesu postkomunistów, który pomógł dorżnąć część postsolidarnościwej watahy.

[ul][li]**[/li][/ul]

Kolejne ofiary lustracji ujawnia „Gazeta Wyborcza”. To prawosławni z ich arcybiskupem Sawą – teoretycznie samodzielny kościół, w czasach PRL uważany jednak często za wyciągnięte ramię SB i KGB. „Wiemy, że chcą Księdza lustrować” – złowróżbnie stwierdzają autorzy wywiadu. Aby wrażenie niewinności rozmówcy było jeszcze większe zestawiają czasy komunizmu i sanacji: „Kościół prawosławny był represjonowany nie tylko w PRL, ale także w II RP”.

Odpowiedzi abp Sawy właściwie nie warto przytaczać. Słyszeliśmy i czytaliśmy to już wiele razy. „Nie byłem współpracownikiem systemu, tylko cierpiałem przezeń tak samo jak inni” – po czym następuje przyznanie się do dużej liczby spotkań, do przyjmowania pieniędzy, do opowiadania o sytuacji w Cerkwi, skarżenia się esbekom na niechęć ze strony katolików (co autorzy wywiadu skwitowali stwierdzeniem: „leczenie dżumy cholerą” – rozumiem, że komuniści to cholera, a katolicy to dżuma... ciekawe). Choć trzeba przyznać, że w najdrastyczniejszych przypadkach abp Sawa wykazuje się instynktem samozachowawczym i zasłania się niepamięcią. W końcu nie wiadomo, co w tych archiwach IPN jeszcze zostało...

Końcówka wywiadu również klasyczna dla tego typu utworów paraliterackich: dzielny duchowny prawosławny informuje, że nawrócił swoich oprawców. Jednego ochrzcił, drugiemu dał ślub.

Brawo „Gazeta”! Świetne przygotowanie kolejnej akcji antylustracyjnego oporu. Kiedy za parę dni-tygodni-miesięcy ujawnione zostaną dokumenty SB nastąpi kolejna część operacji – po pierwsze będzie się utrzymywać, że duchowny już wcześniej na łamach „Gazety” opowiedział wszystko o swoich kontaktach z SB. Po drugie – że wszystko co jest w papierach, a o czym abp Sawa zapomniał, to esbeckie fałszywki, którym bezkrytycznie wiarę dają pracownicy IPN.

Może jednak Heraklit nie miał racji?

[ramka]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/01/03/dominik-zdort-do-tej-samej-rzeki/]na blogu[/link][/ramka]

Zaremba pisze o czerwonych: byli poważni, profesjonalni, spokojni, wyrozumiali, samoograniczający się... Wymienia wiele przymiotników i każdy z nich stara się solidnie uzasadnić. Nie dlatego, że postkomunistów specjalnie lubi (znając jego publicystykę i jego samego osobiście, nigdy bym go o to nie podejrzewał), ale dlatego, że w jakiś przedziwny sposób ich szanuje. W swojej dziennikarskiej karierze od sejmowego reportera do jednego z najważniejszych polskich publicystów zdołał liderów SdRP i SLD dobrze poznać. Z jednymi pił herbatę, z drugimi... powiedzmy... kawę... Ale pisał o nich zwykle ostro i krytycznie.

Pozostało 85% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej