Związkowcy, którzy na początku maja zaczęli protesty i okupowali biura poselskie PO, domagali się spełnienia wielu postulatów – w tym rozmowy z premierem.
Później związki stoczniowców zapowiedziały, że będą torpedować zaplanowane na 4 czerwca w Gdańsku obchody rocznicy pierwszych wyborów w 1989 r.
Premier przeniósł część uroczystości do Krakowa. Zapowiedział też, że chce się spotkać ze stoczniowcami na telewizyjnej debacie. Wczoraj współpracownicy Donalda Tuska jako możliwy termin wskazali najbliższy poniedziałek.
Ale teraz stoczniowcy mówią, że ze spotkania mogą zrezygnować. Zaniepokoiły ich wypowiedzi rzecznika rządu Pawła Grasia. Według związkowców „Solidarności” zasugerował on w poniedziałek, że chęć udziału w debacie zgłaszają inne związki. A stoczniowej „S” taki scenariusz się nie podoba. Dlaczego? Im więcej rozmówców, tym łatwiej o rozmydlenie tematu i o kłótnie – mówią nasi rozmówcy.
– Wygląda to jak próba jakiegoś ogrania nas – komentuje Roman Gałęzewski, szef „Solidarności” Stoczni Gdańsk. – Miało być jeden na jednego. Szanujemy inne związki i inne branże, ale ta debata miała być o Stoczni Gdańsk. Tylko o stoczni możemy rozmawiać.