Politycy i publicyści wychodzą ze studia w proteście

Studio telewizyjne w trakcie audycji opuszczali: Leszek Miller, Tadeusz Cymański, Manuela Gretkowska, Bronisław Wildstein, Mariusz Błaszczak

Publikacja: 01.03.2011 01:42

Opuszczenie studia w trakcie programu nie przekreśla szans polityka, publicysty czy eksperta na pono

Opuszczenie studia w trakcie programu nie przekreśla szans polityka, publicysty czy eksperta na ponowne zaproszenie

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Czasem mówią do widzenia, czasem dziękuję, a czasem wychodzą bez słowa. Opuszczanie audycji w trakcie programu stało się już elementem polskiej dyskusji publicznej. Wychodzą politycy, publicyści, a nawet eksperci.

Opuszczenie programu na żywo to zazwyczaj efekt rozgrzanej do czerwoności dyskusji. Ale – jak twierdzi Sergiusz Trzeciak, specjalista ds. marketingu politycznego z Collegium Civitas – o wyjściu decydują nie tylko emocje. – W przypadku polityka wynika to raczej z kalkulacji. Musi brać pod uwagę, jak wyjście zostanie odebrane przez wyborców, przez środowisko polityczne, jak wpłynie na jego wizerunek – wyjaśnia.

Od niedzieli w Internecie trwa burzliwa dyskusja – czy Mariusz Błaszczak, szef Klubu PiS, miał powód, by opuścić „Siódmy dzień tygodnia". Podczas audycji w Radiu Zet prowadząca Monika Olejnik spytała, co prezes PiS Jarosław Kaczyński miał na myśli, mówiąc, że aparat państwowy jest używany do walki politycznej.

– Odbieram postawę pani redaktor jako stronniczą – odpowiedział zdenerwowany poseł Błaszczak. – Ja chciałem się zwrócić do słuchaczy Radia Zet. Proszę państwa, od kilku tygodni jestem tu poddawany presji, jest to stronnicze, agresywne i kpiarskie.

Usłyszał wtedy od Moniki Olejnik, że jeśli mu się nie podoba, to może nie przychodzić.

– To ja bardzo dziękuję, życzę państwu miłego dnia – powiedział Błaszczak i opuścił program.

– Nie wydaje mi się, żeby jakieś moje pytanie było niestosowne – mówiła jeszcze na antenie Olejnik.

A w rozmowie z „Rz" dodaje: – Wyglądało na to, że pan poseł był od początku audycji przygotowany do tego, by wyjść. Bo przecież zaraz po opuszczeniu studia miał gotowe pisma do moich szefów i Rady Etyki Mediów.

Błaszczak w oświadczeniu tłumaczył, że jest źle traktowany przez redaktor Olejnik od dawna. A apogeum tego wypadło 20 lutego, czyli tydzień przed feralną audycją. Wtedy to wywiązała się nieprzyjemna wymiana zdań, Błaszczak zarzucał Olejnik, że nie pozwala mu dokończyć myśli.

Partyjnego kolegę rozumie europoseł Zbigniew Ziobro, który co prawda z programu Olejnik nie wyszedł, ale od 2007 roku nie przyjmuje od niej zaproszeń. – Politycy PiS są przez nią wyraźnie gorzej traktowani. Wypowiedzi są przerywane, nie pozwala na dokończenie wątku – opowiada wiceprezes PiS.

Olejnik twierdzi, że chce, aby partia Kaczyńskiego była nadal reprezentowana w jej programie. Ale – jak doniósł wczoraj „Super Express" – w PiS jest już zakaz przyjmowania od niej zaproszeń. Miał go rozesłać rzecznik partii Adam Hofman.

W takim zorganizowanym bojkocie PiS ma już spore doświadczenie. Kilka razy politycy tej partii opuszczali studio, bo nie chcieli uczestniczyć w programie razem z Januszem Palikotem, wówczas jeszcze politykiem PO.

Zaczęło się od europosła Tadeusza Cymańskiego, który w 2008 r. spotkał się w studiu TVN 24 z Palikotem. Lubelski polityk sugerował wtedy w swoim blogu chorobę alkoholową Lecha Kaczyńskiego. Cymański poprosił go, by przeprosił prezydenta. – Są pewne granice. Chciałbym zaapelować do posła Palikota, żeby przeprosił, bo to nie jedna wypowiedź, tylko cała seria. Alzheimer, alkohol w tle, to jest rzecz nie do przyjęcia – mówił Cymański.

– Widzę, że moje pięciokrotne przeprosiny to za mało – odpowiedział Palikot. – Przepraszam więc po raz szósty. Moim celem nie było obrażanie prezydenta. Co nie zmienia faktu, że wielu obserwatorów ma wątpliwości, czy prezydent jest w takim stanie zdrowia, który pozwala pełnić mu funkcję.

Cymański uznał tę wypowiedź za skrajnie cyniczną. – W tej sytuacji nie mogę dalej brać udziału w tej audycji. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Nie należy ubierać grzeczności w ironiczną szatę – powiedział i wyszedł ze studia.

Dziś mówi: – Miałem rację, postąpiłbym tak samo. To, co robił Palikot, przekraczało wszelkie granice.

Jego wyjście ze studia rozpoczęło szerszy bojkot Palikota przez PiS. Politycy tej partii nie zgadzali się na przyjście do programu, jeśli wiedzieli, że będzie tam lubelski poseł. A kiedy w styczniu 2010 r. Joachim Brudziński spotkał go jednak w audycji „Siódmy dzień tygodnia" – wyszedł.

– Przez sekundę był z nami poseł Joachim Brudziński. Wpadł i wypadł. Może boi się pomarańczowego koloru, w  którym jest dzisiaj Janusz Palikot – tak swoich gości i słuchaczy przywitała wówczas Monika Olejnik.

Tak, jak politycy PiS byli uczuleni na Palikota, tak pisarka Manuela Gretkowska z Partii Kobiet nie mogła znieść myśli, że będzie występować w jednym programie z Januszem Korwin-Mikkem, założycielem Unii Polityki Realnej. W 2008 r. w programie „Dzień dobry TVN" opowiadała o sytuacji kobiet. Gdy dowiedziała się, że po niej pojawi się Korwin-Mikke pouczyła prowadzących (Jolantę Pieńkowską i Wojciecha Jagielskiego), że polityk jest faszystą i nie powinno się go zapraszać do programu.

Kiedy usłyszała od Jagielskiego, że każdemu należy dać prawo głosu i że pewnie Korwin-Mikke ma podobne zdanie na jej temat – wyszła ze studia.

Politycy wychodzą nie tylko, gdy nie podoba im się współrozmówca, ale także temat rozmowy. Tak było we wrześniu 2009 r. w TVP Info, gdy Igor Zalewski pytał Leszka Millera o stosunek do karania za sprzedawanie przedmiotów z komunistycznymi symbolami. – W demokracji każdy może zostać posłem, także byle kto – to dowód na to, czym polski Sejm, sprawiedliwie mówiąc, prawica sejmowa się zajmuje – komentował były premier.

Zalewski pytał dalej: – Załóżmy, że wyciągnąłbym tutaj koszulkę z Goeringiem i dres ze swastyką i czy mówilibyście to samo.

Miller był takim zobrazowaniem problemu zdegustowany. – Sądziłem, że zaprosił mnie pan po to, by rozmawiać o poważnych sprawach. To nie jest ani ciekawe, ani istotne. Ja może podziękuję – powiedział i wyszedł.

Zalewski mówi „Rz", że był zdziwiony tym zachowaniem byłego premiera. – Wiedział, o czym będziemy rozmawiać. Jego wyjście jakoś nie skomplikowało mi specjalnie pracy. Raczej mnie rozbawiło – opowiada.

Sam Miller dziś broni swojej decyzji: – Zostałem wprowadzony w błąd. Sądziłem, że w programie odbędzie się poważna dyskusja na poważne tematy. A potem się okazało, że chodzi o jakieś nadruki na koszulki. Ja do komika ani błazna nie pozwolę się sprowadzić.

Były premier uważa, że tak, jak swoje prawa ma dziennikarz, tak ma je i gość. – Jeśli formuła programu mu nie odpowiada, czy też uważa, że jest ograniczany, może wyjść – mówi Miller.

Bardzo krytycznie taką postawę ocenia Wojciech Jabłoński, politolog z UW. – Polscy politycy ciągle sobie wyobrażają, że mają władzę także nad mediami. To, że wychodzą ze studia, świadczy właśnie o takiej chęci dominacji, o przerośniętej samoocenie – uważa.

Dr Jacek Kloczkowski z Ośrodka Myśli Politycznej jest łagodniejszy: – To zależy od okoliczności. Widziałem takie programy, w których sam bym nie wytrzymał i opuścił studio. Bo jeśli ktoś zaprasza gościa, to powinien dać mu się wypowiedzieć.

Studio opuszczają zresztą nie tylko politycy, ale i publicyści. Dwa lata temu z programu „Forum" w TVP Info wyszedł Bronisław Wildstein, publicysta „Rz". Wypowiadał się tam m.in. na temat IPN. Tuż po nim zabrał głos Stefan Niesiołowski (PO), wicemarszałek Sejmu, mówiąc: – Nie będę odpowiadał na zarzuty PiS-owskiego dziennikarza i na jego wybuchy nienawiści.

Mimo protestów Wildsteina prowadzący Jarosław Kulczycki nie oddał mu głosu. Niesiołowski kontynuował: – Pan mnie non stop obraża na łamach swojego PiS-owskiego pisma. Po co zapraszać tego awanturnika?

Wildstein wstał. Wtedy udzielono mu głosu. – Polityk partii rządzącej obraża dziennikarza i kompromituje siebie. Mógłbym mówić o obecnym tu klaunie politycznym, ale nie wydaje mi się to potrzebne. W tej sytuacji muszę wyjść – oświadczył publicysta i opuścił studio.

– Myślę, że nie stanąłem na wysokości zadania jako prowadzący – przyznawał wtedy w rozmowie z „Rz" Kulczycki. – Nie powinienem dopuścić do sytuacji, w której emocje odgrywały taką rolę.

Kłótnia z innym gościem spowodowała też wyjście z programu prof. Jadwigi Staniszkis. W czerwcu 2010 r. rozmawiała w TVN 24 z prof. Ireneuszem Krzemińskim. Socjolodzy nie mogli porozumieć się w sprawie oceny polityki prowadzonej przez Jarosława Kaczyńskiego i jego rywala w wyborach prezydenckich Bronisława Komorowskiego. Krzemiński mówił m.in., że trudno słuchać tego, „co Jadzia momentami wygaduje". Gdy dyskutowali o kwestiach społecznych Staniszkis broniła pomysłu Kaczyńskiego, by skoncentrować wszystkie środki pomocy społecznej na najbiedniejszych. – Świetnie, no po prostu świetnie. W ten sposób nie ma żadnej drogi na przyszłość – odparł Krzemiński.

– Jak to nie ma drogi? Daj spokój. Z tobą nie można dyskutować. Dziękuję – powiedziała Staniszkis i opuściła studio.

Trzeciak podkreśla, że publicystom łatwiej jest podjąć decyzję o opuszczeniu studia. Bo nie muszą się liczyć z opinią wyborców. – A nawet dzięki takiemu zachowaniu mogą budować swój wizerunek – osoby pewnej siebie, która może sobie na taki protest pozwolić – mówi.

Czy politycy i publicyści nie boją się, że narażą się prowadzącym i zamkną sobie drogę do kolejnych programów? – W Polsce mimo takich zachowań są nadal zapraszani. To tylko wzmacnia ich roszczeniową postawę – ocenia Jabłoński.

Zalewski nie widzi powodu, by nie zapraszać Millera. – Kiedy spotykamy się przypadkiem – witamy się życzliwie. Nie pracuję teraz dla żadnej telewizji, więc nie mam okazji go zapraszać – mówi. Samego zwyczaju wychodzenia ze studia nie potępia. – Są programy prowadzone w irytujący dla gości sposób. Polityk powinien mieć oczywiście grubą skórę i nie opuszczać studia z byle powodu. Jednak ja, jako gość, mógłbym wyjść, gdyby coś mnie zirytowało – deklaruje.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki k.borowska@rp.pl

Czasem mówią do widzenia, czasem dziękuję, a czasem wychodzą bez słowa. Opuszczanie audycji w trakcie programu stało się już elementem polskiej dyskusji publicznej. Wychodzą politycy, publicyści, a nawet eksperci.

Opuszczenie programu na żywo to zazwyczaj efekt rozgrzanej do czerwoności dyskusji. Ale – jak twierdzi Sergiusz Trzeciak, specjalista ds. marketingu politycznego z Collegium Civitas – o wyjściu decydują nie tylko emocje. – W przypadku polityka wynika to raczej z kalkulacji. Musi brać pod uwagę, jak wyjście zostanie odebrane przez wyborców, przez środowisko polityczne, jak wpłynie na jego wizerunek – wyjaśnia.

Pozostało 94% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej