– Dla Polski będzie olbrzymim niebezpieczeństwem, jeżeli generałowie policji zaczną ujawniać informacje niejawne osobom podejrzewanym o popełnienianie przestępstw – uzasadniał sędzia Maciej Strączyński.
Wczorajszy wyrok Sądu Okręgowego w Szczecinie to finał głośnej sprawy, w której na ławie oskarżonych zasiadł były szef śląskiej policji. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie oskarżyła go o przekazanie śląskiemu baronowi paliwowemu Arturowi K. kserokopii tajnych dokumentów. Była to m.in. decyzja o powołaniu specjalnej grupy do walki z mafią paliwową. Ujawnienie pisma mogło zagrozić życiu policjantów z tej grupy, bo były w nim ich nazwiska.
W marcu 2001 r. Centralne Biuro Śledcze znalazło kserokopie tych tajnych dokumentów podczas przeszukania w szczecińskiej spółce paliwowej BGM. O tym, że źródłem ich wycieku był szef śląskiej policji, przesądziła ekspertyza biegłych, którzy porównali kopie z oryginałami. Trzej właściciele spółki, oskarżeni o nakłanianie policjantów do ujawnienia tajnych informacji, zostali uniewinnieni. W ocenie sądu nie udowodniono, że chcieli je zdobyć i byli gotowi za to zapłacić.
Zdaniem sądu komendant ujawnił te informacje po znajomości i nie wziął za to pieniędzy. Dlatego sąd uniewinnił Mieczysława K. od zarzutów przyjęcia łapówek od Artura K. Według prokuratury generał miał wziąć 500 tys. zł w zamian za załatwienie zwolnienia mężczyzny zatrzymanego na polecenie częstochowskiej prokuratury. Kolejne 200 tys. zł miało być zapłatą za odstąpienie CBŚ od kontroli cystern z komponentami do produkcji paliwa, wyjeżdżającymi z rafinerii w Trzebini do firm paliwowych. Zdaniem sądu oba zarzuty korupcyjne to efekt pomówień Artura K., który wziął pieniądze na łapówkę od innego bossa paliwowego, ale schował je do własnej kieszeni.
Artur K. za m.in. nakłanianie generała do przekazania poufnych informacji dostał 4,5 roku więzienia i 60 tys. zł grzywny.