Nie można karać dziennikarza za publikację nieautoryzowanego wywiadu – orzekli wczoraj jednogłośnie sędziowie, wydając orzeczenie dotyczące skargi Jerzego Wizerkaniuka, redaktora naczelnego „Gazety Kościańskiej". Polskie sądy uznały go w 2004 r. za winnego przestępstwa, jakim było opublikowanie rozmowy z Tadeuszem Mylerem z SLD bez autoryzacji.
Polska naruszyła swobodę wypowiedzi redaktora, czyli art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka – czytamy w wyroku Trybunału. W uzasadnieniu podkreślono, że przepisy dotyczące autoryzacji są niezmienione od 1984 r., czyli czasów komunizmu. Trybunał wskazał też, że dają rozmówcy wolną rękę, jeśli chce zablokować publikację wywiadu, bo może odmawiać autoryzacji albo odwlekać ją w nieskończoność.
– Sankcji karnych za brak autoryzacji nie znają inne demokratyczne kraje – podkreśla dr Michał Zaremba z Instytutu Dziennikarstwa UW, autor skargi redaktora do Trybunału. Chodzi o art. 14 i 49 prawa prasowego. Pierwszy głosi, że dziennikarz nie może odmówić osobie, z którą rozmawia, autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi, o ile ta nie była wcześniej publikowana. Drugi, że za złamanie tej zasady grozi grzywna lub kara ograniczenia wolności.
– Orzeczenie Strasburga to ważny oręż w walce o zmianę przepisów o autoryzacji – mówi Jerzy Wizerkaniuk.
Jego sprawa ciągnie się od 2003 r. Wtedy Myler udzielił dziennikarkom „Gazety Kościańskiej" wywiadu. Dostał go do autoryzacji, ale m.in. z powodu znacznych skrótów uznał, że tekst nie oddaje jego wypowiedzi, więc rezygnuje z autoryzacji. Redakcja wydrukowała wywiad, publikując fragmenty wiernie spisane z taśmy. Poseł oskarżył szefa gazety o złamanie prawa prasowego. W 2004 r. sądy Rejonowy i Apelacyjny w Poznaniu uznały, że Wizerkaniuk popełnił przestępstwo. Sąd apelacyjny stwierdził też, że naruszono dobra posła, publikując bez autoryzacji zdjęcia zrobione podczas wywiadu.