Spotkanie premiera z internautami miało poprawić notowania rządu wśród najmłodszych wyborców. Stało się odwrotnie. Donald Tusk raczej stracił.
- Celem debaty było ukazanie rzekomej chęci do rozmów, stąd ekspresowe tempo jej zwołania. Oferta słusznie została zlekceważona przez część internautów, którzy nie dali się postawić pod ścianą - uważa dr Wojciech Jabłoński, politolog z UW. Dodaje, że internauci okazali się trudnym przeciwnikiem. - Są silną grupą, która mówi własnym głosem. Widać, że stronie rządowej zaczynają puszczać nerwy - przyznaje.
Zdaniem dr. Dominika Batorskiego, socjologa Internetu z Uniwersytetu Warszawskiego, rząd nie docenia internautów. - Internet daje nowe możliwości udziału w debacie publicznej. Obywatele chcą mieć możliwość zabrania głosu. Rządzący muszą się z tym liczyć - mówi.
W efekcie debata nie uspokoiła nastrojów wśród internautów. W sieci skrzykują się oni na kolejne manifestacje w całej Polsce. Mają protestować 11 lutego.
Broni nie składa grupa hakerów Anonymous. Na serwisach społecznościowych zapowiada przyspieszenie planowanych wcześniej na kwiecień ataków na rządowe strony internetowe.Podczas wczorajszej debaty w Kancelarii Premiera internauci i blogerzy żądali wycofania polskiego podpisu spod ACTA. - Nie zgadzamy się na ACTA ani dziś, ani jutro, ani nigdy. Jak rząd chce naprawić to, co zaserwował? - pytał premiera Dominik łabudziński z organizacji Internet Blackout.