Podczas blokady Sejmu 11 maja Stankiewicz filmowała posła PO, choć mówił, by tego nie robiła. - Won stąd - rzucił Niesiołowski do Stankiewicz i odepchnął kamerę. Strony nie szczędziły sobie ostrych sformułowań, a sprawa wywołała poruszenie w świecie mediów i polityki.
Do prokuratury wpłynęło kilka zawiadomień w tej sprawie. W jednym z nich poseł PiS Marcin Mastalerek zarzucił Niesiołowskiemu złamanie art. 190 (dotyczy gróźb karalnych) i art. 217 (dotyczy naruszenia nietykalności cielesnej) Kodeksu karnego oraz art. 43 (dotyczy przemocy lub gróźb wobec dziennikarzy) Prawa prasowego.
Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście prowadziła postępowanie sprawdzające w kierunku przestępstwa "zmuszenia dziennikarki do zaniechania interwencji prasowej w postaci wywiadu z posłem Niesiołowskim przez skierowanie przez niego groźby karalnej zniszczenia kamery, co mogło utrudniać bądź tłumić krytykę prasową".
14 czerwca zapadło postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa, o czym w czwartek powiedział PAP rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Dariusz Ślepokura. Wyjaśnił, że warunkiem przestępstwa jest wywołanie u danej osoby "uzasadnionej obawy spełnienia groźby". Prokuratura nie dopatrzyła się tego znamienia, bo z nagrania wideo wynika, że "Stankiewicz nie okazuje strachu" i mimo kilkukrotnych próśb posła, by zaniechała z nim wywiadu, "nadal wymusza z nim rozmowę". Prokurator dodał, że poseł nie miał zamiaru zniszczenia kamery, a "tylko skierował jej obiektyw w dół".
Decyzja prokuratury jest nieprawomocna; Stankiewicz może się od niej odwołać jako pokrzywdzona.