Przed rokiem Hołownia opuścił tygodnik "Newsweek".
- Kiedy obok ciebie stoi osoba, która z atakowania Kościoła robi sobie główne zajęcie, a ty wciąż musisz jej odpowiadać, to staje się to męczące. Ja naprawdę mam też inne zainteresowania niż in vitro i biskupi. Nie zwykłem też pracować w warunkach tzw. linii redakcyjnej, do której oni mają święte prawo - mówił wtedy rp.pl. Czytaj więcej
Wtedy na swoje łamy zaprosił go "Wprost". W tym tygodniku ostatnio zmienił się redaktor naczelny. Michała Koboskę zastąpił Sylwester Latkowski. W dzisiejszym numerze tekst Hołowni, w którym sprzeciwia się on refundacji in vitro z budżetu, nie ukazał się. "Zamieszczono za to atak na mnie (oparty o tekst, którego w gazecie nie ma), pełen ideologicznego jadu" - pisze na swojej stronie internetowej stacja7.pl Hołownia.
Tekst Hołowni ukazał się w Internecie. Redakcja umieściła go w dziale Opinie tak jak polemikę Magdaleny Papuzińskiej. "Szymon Hołownia dzieli ludzi na tych, którzy są chorzy na serce lub oczy – czyli choroby prawdziwe, oraz na takich, którzy cierpią na bezpłodność. Tym pierwszym można dopłacać do leczenia; tym drugim – nie" - argumentuje autorka. Jej zdaniem "w tekście Hołowni aż się roi od błędów logicznych".
Papuzińska uważa, że Hołownia nie przyswoił sobie wiedzy, że "in vitro jest powszechnie stosowanym sposobem leczenia bezpłodności, aprobowanym przez autorytety i instytucje medyczne na całym świecie". "Zdanie redakcji na ten temat powinno być jasne nie tylko dla naszych stałych czytelników, lecz także dla naszych stałych autorów" - poucza.
"Nie mam siły tłumaczyć pani Papuzińskiej, że po pierwsze in vitro nie jest żadnym leczeniem czegokolwiek, po drugie, że na świecie aż roi się od „autorytetów" mających wątpliwości w sprawie in vitro (tylko w naszym postępowym zaścianku uważana jest ona za zbawienie), po trzecie zaś omawiane teksty powinna czytać ze zrozumieniem" - ripostuje Hołownia. Dodaje, że jego zdaniem zamieszczenie polemiki do nieopublikowanego tekstu to "ciut brudna metoda".