Nie zawahała się nawet przed prowokowaniem napięć granicznych na styku Mołdawii i separatystycznego Naddniestrza, które mogą zaowocować incydentami zbrojnymi. Gdyby ta gra się powiodła, Unia poniosłaby na Wschodzie dotkliwą porażkę nie tylko prestiżową, ale przede wszystkim geostrategiczną.
1
Rosja, promując Unię Celną oraz Unię Eurazjatycką, chce wyznaczyć granice swojej strefy wpływów, ma ona obejmować oprócz Białorusi i Ukrainy także Mołdawię. Tymczasem kraj ten najdalej wysunął się na Zachód, nie geograficznie wprawdzie, ale gospodarczo i politycznie. Ma większe obroty handlowe z UE niż z Rosją, także emigranci zarobkowi w większym stopniu wybierają kraje unijne niż Rosję. W przypadku Białorusi i Ukrainy jest natomiast odwrotnie.
Unia nie ma z Mołdawią żadnych problemów negocjacyjnych, rokowania nad układem stowarzyszeniowym idą ostro do przodu, Kiszyniów chce przyjąć europejski dorobek prawny. We wspieranie jego celów zaangażowała się Polska i Niemcy, ma też poparcie Rumunii. Sprawy szłyby naprawdę w dobrym kierunku, gdyby nie opór Rosji. A dysponuje ona potężnym narzędziem nacisku – to oddzielone w wyniku wojny domowej Naddniestrze.
Umowa stowarzyszeniowa, a przede wszystkim towarzyszące jej porozumienie o pogłębionej strefie wolnego handlu, musiałaby albo obejmować całe terytorium Mołdawii w rozumieniu prawa międzynarodowego, w tym Naddniestrze, albo też Kiszyniów będzie zobowiązany stworzyć granicę celną między terytoriami kontrolowanymi przez siebie a separatystami. Oba rozwiązania są więcej niż trudne do przyjęcia, co ułatwia sytuację Rosji, a utrudnia UE.
Pierwsze odrzucają władze separatystyczne, ponieważ Naddniestrze musiałoby zaakceptować europejski reżim prawny, co podważałoby fundamenty gospodarki tego parapaństwa opartej na układach oligarchiczno-mafijnych. Drugi zaś wariant utrwalałby podział Mołdawii na de facto dwa państwa, co jest z kolei nie do zaakceptowania przez Kiszyniów, który zgadza się wprawdzie na autonomię Naddniestrza, ale nie na jego niepodległość.