Proszę powiedzieć, jak to się zaczęło?
Powstanie miało trwać trzy, cztery dni. Uważano, że zaraz przyjdą bolszewicy i wygnają Niemców, jakby o niczym innym nie marzyli. Więc te pierwsze dni przesiedziałem w mieszkaniu, ale bezczynność szybko zaczęła mnie męczyć. Postanowiłem rozejrzeć się po mieście. Na ulicy Kopernika spotkałem właścicieli kawiarni Portret przy Kawie, w której pracowałem podczas okupacji. Specjalnością lokalu było portretowanie gości, siedzących przy stoliku. Mogli zamówić u mnie zdjęcie, albo portret olejny u malarza.
Fajny pomysł.
Naturalnie. Zwłaszcza, kiedy zamawiali obraz, bo wtedy musieli pić kawę przez kilka dni z rzędu. No i od właścicieli kawiarni usłyszałem, że mieszcząca się obok Delegatura Rządu na Kraj szuka ludzi, którzy znają się na fotografii i chcieliby dokumentować powstanie. Natychmiast się zgłosiłem, ale nie miałem aparatu. „Nic nie szkodzi”, usłyszałem w odpowiedzi i skierowano mnie do pana Kazimierza Greigera, właściciela pięknego sklepu fotograficznego na Nowym Świecie.