Pod więzieniem przy ul. Rakowieckiej w Warszawie niczym na celebrytę czekał na niego tłum dziennikarzy. Ten jednak nie zamienił z nimi słowa i wsiadł do taksówki, którą odjechał do domu, by spotkać się z 13-letnim synem.
– Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobi „Słowik", to spokojnie napije się wódki. Potem policzy, którzy z kolegów są na wolności, a którzy już nie żyją – mówi nam policjant, który rozbijał gang pruszkowski w 2000 r.
Andrzej Z. przesiedział za kratami niemal 12 lat. W 2004 r. skazano go na sześć lat za kierowanie gangiem pruszkowskim. Rok później wspólnie z Ryszardem Boguckim usłyszał zarzut zlecenia zabójstwa byłego szefa polskiej policji gen. Marka Papały. Za kratami doczekał wyroku uniewinniającego, jaki zapadł w ubiegłym tygodniu.
– Nie będziemy się domagali odszkodowania – oświadczył wczoraj Piotr Pieczykolan, jeden z obrońców „Słowika". – Pan Andrzej chciałby udowodnić społeczeństwu, że jest pełnoprawnym obywatelem, a nie gangsterem.
Czy były szef gangu, nawet po tak długiej odsiadce, ma szanse na uczciwe życie?