Od wyjazdu archeologów (na jesieni 2010 r.) minęło już kilka lat. Dzięki ich skrupulatnej pracy udało się odnaleźć wiele fragmentów rozbitego w kwietniu 2010 r. rządowego Tu-154M. Efekty ich prac opisał ostatnio tygodnik "W Sieci", a prokuratura potwierdziła, że "archeolodzy zlokalizowali ok. 30 tyś. znalezisk (rzeczywistych i prawdopodobnych)".
Wciąż jednak nie wiadomo, czy ten materiał wnosi coś do śledztwa na temat przyczyn katastrofy. Publikacja "W Sieci" sugerowała, że taka liczba szczątków przesądza o wybuchu. Nie zgadza się z tym jednak prokuratura i rządowy zespół, który ma objaśniać opinii publicznej przyczyny katastrofy.
"Żaden z dokumentów wytworzonych jesienią 2010 r. w trakcie prac archeologów nie formułuje jakichkolwiek wniosków odnoszących się do przyczyn i okoliczności katastrofy. Ostateczną konkluzję w tym zakresie wyda dopiero zespół biegłych powołanych przez prokuraturę w celu wskazania przyczyn, przebiegu i okoliczności katastrofy samolotu Tu-154 M nr 101" - zastrzegł w oświadczeniu kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Ze zdjęć do, których dotarliśmy wynika, że tor lotu samolotu (obszar za brzozą, ale przed miejscem uderzenia w ziemię) usłany jest drobnymi fragmentami Tu-154M. Niektóre z nich zostały poddane działaniu wysokiej temperatury.
W pracach brał udział Marek Poznański. Archeolog jest dziś posłem Twojego Ruchu. Opisuje, że miejsce badań było podzielone na dwie strefy: A (miejsce, na którym leżał wrak) i B (od miejsca pierwszego uderzenia do ul. Kutuzowa).