Od sześciu lat nie może zapaść prawomocny wyrok w głośnym procesie Andrzeja „Żuroma" Żuromskiego, warszawskiego rapera oskarżonego przez kielecką prokuraturę o handel narkotykami. I nie zapadnie. Od blisko pół roku – trzeci już – proces przed sądem w Kielcach jest zawieszony z powodu niemożności przesłuchania głównego świadka Arkadiusza T. ps. Jezus, dilera narkotykowego, na podstawie którego prokuratura sformułowała akt oskarżenia.
„Jezus" powinien od miesięcy siedzieć w więzieniu, ale w tajemniczych okolicznościach zapadł się pod ziemię – jest obecnie poszukiwany listem gończym do odbycia kary 3,5 roku więzienia za kilkadziesiąt kradzieży z włamaniem oraz 30 dni aresztu kary porządkowej nałożonej przez sąd za niestawianie się w procesie „Żuroma" jako świadek.
Okoliczności zniknięcia „Jezusa" są zastanawiające: w listopadzie 2012 r. Arkadiusz T. stawił się przed sądem jako świadek w procesie „Żuroma" – został doprowadzony przez policję. Jednak podczas składania przez niego zeznań ogłoszono alarm o podłożeniu bomby w sądzie – wszystkich ewakuowano. Kiedy proces wznowiono po kilku godzinach, T. już nie pojawił się przed sądem, choć pilnowała go policja. Od tego czasu się ukrywa.
Sąd w Kielcach mógłby wydać wyrok na podstawie materiału zgromadzonego dotychczas przez prokuraturę i sąd. Ale tego nie zrobił – na wniosek prokuratury zdecydował, że zawiesza proces do czasu odnalezienia świadka. – To może trwać latami, decyzja sądu jest dla nas absolutnie nie do zaakceptowania – podkreśla mec. Małgorzata Ciuksza, obrońca Żuroma w procesie.
Zdaniem Ciukszy sąd mógł skorzystać z przepisu, który daje kodeks postępowania karnego – niemożność przeprowadzenia dowodów z zeznań świadków obliguje sąd do rozstrzygnięcia wątpliwości na korzyść oskarżonego. Ale zaskarżenie zawieszenia nie przyniosło skutku – sąd wyższej instancji je podtrzymał.