Nikt nie ma taśm na premiera. Donalda Tuska przed potajemnym nagraniem uchroniła legendarna podejrzliwość wobec biznesowego światka, a także twarde trzymanie się zasad, że polityczne negocjacje prowadzi się w Kancelarii Premiera, a nie w salonikach na zapleczach lokali stołecznej biznesowej bohemy. Dlatego dziś nikt nie może powiedzieć, że ma taśmy na Tuska. Istnienie takich taśm jest bowiem nieprawdopodobne – co zresztą potwierdza sam premier, nawołując media do jak najszybszej publikacji wszystkich materiałów z nielegalnych podsłuchów.
Tusk wybrnął z afery taśmowej właśnie dlatego, że sam nie dał się nagrać. Ale jednocześnie, bijąc się w piersi za swych ludzi podczas sejmowego wystąpienia w sprawie afery, premier autoryzował autentyczność prowadzonych na taśmach politycznych targów. Owe targi znakomicie ilustrują sytuację w kraju po siedmiu latach rządów Platformy.
Powstrzymać PiS
Jeśli ktoś taki jak szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, antykomunista, państwowiec obdarzony niezłym zmysłem politycznym, gotowy jest paktować z wywodzącym się z postkomunistycznej lewicy szefem NBP Markiem Belką, to trudno o lepszy dowód na całkowite przewartościowanie polityki Platformy.
Dziś przepaść między PO a PiS jest głębsza niż dyktujący rytm polityce lat 90. konflikt SLD z formacjami wywodzącymi się z „Solidarności". Szczera wzajemna nienawiść liderów obu partii i przekonanie członków rządu o nieuchronnym odwecie w razie zwycięstwa PiS powodują pokusę sięgnięcia po wszelkie środki, aby zatrzymać Jarosława Kaczyńskiego.
Sienkiewicz w rozmowie z Belką, rozmawiając o omijaniu konstytucji – tak aby NBP dosypał rządowi pieniędzy przed wyborami – twierdzą wręcz zgodnie, że to dla dobra Polski. (Sienkiewicz: „To się skończy katastrofą, ponieważ zwycięstwo PiS oznacza ucieczkę inwestorów"; Belka: „Podoba mi się ten sposób postawienia sprawy. Bo on dotyczy Polski, a nie tylko tzw. gospodarki").