Stankiewicz o rządzie Tuska po aferze taśmowej

Co taśmy „Wprost" mówią o polityce uprawianej przez Platformę.

Aktualizacja: 02.07.2014 19:51 Publikacja: 02.07.2014 02:33

Premier Donald Tusk

Premier Donald Tusk

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek jd Jerzy Dudek

Nikt nie ma taśm na premiera. Donalda Tuska przed potajemnym nagraniem uchroniła legendarna podejrzliwość wobec biznesowego światka, a także twarde trzymanie się zasad, że polityczne negocjacje prowadzi się w Kancelarii Premiera, a nie w salonikach na zapleczach lokali stołecznej biznesowej bohemy. Dlatego dziś nikt nie może powiedzieć, że ma taśmy na Tuska. Istnienie takich taśm jest bowiem nieprawdopodobne – co zresztą potwierdza sam premier, nawołując media do jak najszybszej publikacji wszystkich materiałów z nielegalnych podsłuchów.

Tusk wybrnął z afery taśmowej właśnie dlatego, że sam nie dał się nagrać. Ale jednocześnie, bijąc się w piersi za swych ludzi podczas sejmowego wystąpienia w sprawie afery, premier autoryzował autentyczność prowadzonych na taśmach politycznych targów. Owe targi znakomicie ilustrują sytuację w kraju po siedmiu latach rządów Platformy.

Powstrzymać PiS

Jeśli ktoś taki jak szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, antykomunista, państwowiec obdarzony niezłym zmysłem politycznym, gotowy jest paktować z wywodzącym się z postkomunistycznej lewicy szefem NBP Markiem Belką, to trudno o lepszy dowód na całkowite przewartościowanie polityki Platformy.

Dziś przepaść między PO a PiS jest głębsza niż dyktujący rytm polityce lat 90. konflikt SLD z formacjami wywodzącymi się z „Solidarności". Szczera wzajemna nienawiść liderów obu partii i przekonanie członków rządu o nieuchronnym odwecie w razie zwycięstwa PiS powodują pokusę sięgnięcia po wszelkie środki, aby zatrzymać Jarosława Kaczyńskiego.

Sienkiewicz w rozmowie z Belką, rozmawiając o omijaniu konstytucji – tak aby NBP dosypał rządowi pieniędzy przed wyborami – twierdzą wręcz zgodnie, że to dla dobra Polski. (Sienkiewicz: „To się skończy katastrofą, ponieważ zwycięstwo PiS oznacza ucieczkę inwestorów"; Belka: „Podoba mi się ten sposób postawienia sprawy. Bo on dotyczy Polski, a nie tylko tzw. gospodarki").

Rzeczywiście, Platformę i SLD łączy wspólny wróg, czyli PiS. A połączy być może powyborcza koalicja. A zatem zatrzymanie Kaczyńskiego to zbieżny interes obu tych środowisk politycznych. Tylko czy to wypełnia znamiona patriotyzmu? Trafniej chyba atmosferę tego konfliktu politycznego oddał na nagraniach związany z PO prezes Orlenu Jacek Krawiec: „Ryzyko jest takie, że przepier... Platforma wybory, przyjdą te oszołomy, ku... i zrobią tu, ku..., kocioł". To przy okazji recenzja rodzinna, bo ze środowiskiem PiS związana jest siostra Krawca – Małgorzata Bochenek, była wpływowa minister w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego.

Ukochany ?przywódca

Choć na taśmach znajduje się wiele brudów i pomyj, to żadne z nagranych poza drobnymi złośliwościami nie mówi złego słowa o Tusku. To nie przypadek – nagrani zostali ludzie absolutnie premierowi oddani i wobec niego lojalni albo tacy, którzy nawet jeśli mają do Tuska zastrzeżenia, to schowali je tak głęboko, że nie widać ich podczas prywatnych rozmów z partyjnymi i biznesowymi kumplami.

Na żadnym nagraniu nie ma śladu spisku politycznego. A skoro w prywatnych rozmowach najprominentniejszych ludzi PO w sytuacji wyraźnego słabnięcia szefa rządu nie ma ani jednego zdania na temat scenariuszy pozbycia się Tuska, oznacza to, że takich scenariuszy po prostu nie ma.

To widomy efekt, że prowadzona od dekady konsekwentna polityka Tuska, polegająca na eliminowaniu konkurentów, przyniosła skutek. W Platformie nie ma dziś ani jednego człowieka, który byłby w stanie Tuska odsunąć i przyjąć partię. Dziś, kiedy premier przeżywa najpoważniejszy kryzys polityczny w historii swych rządów, w Platformie nie ma Brutusa. Mówiąc wewnętrznym platformianym językiem: „Nikt nie przyjdzie po Tuska". Wszyscy nagrani zdają sobie sprawę, że wiszą na Tusku, że to on zapewnia PO zwycięstwa, a im daje posady. Dlatego tak ich martwi potencjalny wyjazd Tuska na unijne stanowisko, bo wówczas cała piramida, na której wierzchołku stoi, mogłaby runąć.

Gdy Sikorski z Rostowskim dyskutują na ten temat, widać wyraźnie, że obawiają się jedynego wciąż żywego – acz ledwie dychającego – tuskowego konkurenta: Grzegorza Schetyny. Nie mają zresztą o nim zbyt wysokiego mniemania („lwowska żulia").

Taśmy pokazują właśnie to, że partia na zewnątrz zwarta, tak naprawdę pęka w szwach, bo dzielą ją polityczne, ideologiczne i osobiste animozje. Od 2007 r. Platforma coraz wyraźniej zaczęła sięgać po ludzi spoza swego środowiska politycznego. Strategia transferów z PiS i SLD – zwana złośliwie budowaniem nowego Frontu Jedności Narodu – przyczyniła się do jej siedmiu kolejnych zwycięstw wyborczych. Ale wywołała wewnętrzne podziały, uwidocznione na taśmach.

Sikorski (transfer z PiS) z Rostowskim (transfer z Londynu) opluwają Danutę Hübner (transfer z SLD), która wypchnęła byłego ministra finansów z pierwszego miejsca stołecznej listy PO w eurowyborach („stara komuszka"). Na taśmach wyśmiewani i obrażani są w rozmaitych gronach byli i obecni członkowie rządu – m.in. Sławomir Nowak, Paweł Graś i Jacek Cichocki.

Oczywiście, takie animozje obecne są w każdej partii. Tyle że w Platformie polityka transferów je wyostrzyła, bo w krótkim czasie w partii władzy na czołowych miejscach znalazło się wyjątkowo wielu ludzi o sprzecznych poglądach, rozbieżnych interesach i osobistych animozjach. Sienkiewicz nazywa wręcz Platformę „dziwnym tworem".

Ale z punktu widzenia premiera ma to więcej zalet niż wad. Po pierwsze, taką Platformą łatwiej kierować, bo można do tego wykorzystywać wewnętrzne podziały. Po drugie, nie urodzi się w niej Brutus, bo najważniejszym elementem tak podzielonej partii jest Donald Tusk. Kiedy Sikorski z Rostowskim wznoszą za niego toast, mówiąc „za naszego ukochanego przywódcę, oby żył wiecznie", bardziej go czczą, niż z niego szydzą. To naprawdę popularny toast w PO.

Bałagan w spółkach

Taśmy pokazują więc, że premier osiągnął swój cel – całkowitą, bezapelacyjną, hegemoniczną władzę nad partią. I to jedyny obszar aktywności politycznej, który Donald Tusk rzeczywiście kontroluje. Nagrania pokazują bowiem, że premier tak pewną ręką nie dzierży ani rządu, ani spółek Skarbu Państwa.

Tusk – w czym ma rację nagrany na tę okoliczność Sikorski – nie jest geniuszem administrowania. („On nam dał dużo swobody (...) Ja bym swoim ministrom tyle nie dał").

No bo jak w resorcie finansów jako wiceszef mógł przez sześć lat pracować Andrzej Parafianowicz, który w rozmowie z byłym ministrem transportu Sławomirem Nowakiem przedstawia wyliczankę kontroli skarbowych, które „zablokował" lub też ,,załatwił"?

A pracował i to w dodatku jako szef wywiadu skarbowego działającego na styku ze służbami specjalnymi. Premier przez lata ignorował niepokojące sygnały dotyczące Parafianowicza.

A kiedy już nie dało się go utrzymać w rządzie, dostał synekurę w zarządzie PGNiG i radzie nadzorczej EuRoPol Gazu („na bogato" – jak mówił przy kieliszku). Jak wynika z taśm, w przyszłości liczył nawet na prezesurę w jakiejś państwowej spółce. („Ja młody chłopak jestem"). Miał szansę, bo, jak mówi na taśmach, obecnemu ministrowi skarbu Włodzimierzowi Karpińskiemu jeszcze w resorcie finansów „zrobił (...) kilka grzecznościowych rzeczy na cito".

Nawet po wybuchu afery ostre słowa premiera – który wszak sprawuje nadzór właścicielski nad PGNiG – nie wystarczyły, by Parafianowicza usunąć z zarządu spółki. To pokazuje, czym są dzisiaj największe, często monopolistyczne spółki Skarbu Państwa. To udzielne księstwa, którymi przy słabości i bierności nadzoru państwa, prezesi rządzą jak swoją własnością.

Szef Orlenu Jacek Krawiec pokazuje w rozmowie z zausznikiem premiera Pawłem Grasiem, do czego wykorzystywane są pieniądze spółek: oferuje opłacenie koncertu gwiazdy na Stadionie Narodowym, który miałby zostać zorganizowany przed wyborami samorządowymi, aby pomóc Platformie. („To będzie z 1 mln dolarów, ale byśmy to wzięli na klatę").

Do czego zaś służą prezesom spółek budżety reklamowe? Krawiec służy wyjaśnieniem: do kupowania przychylności mediów i budowania wpływów politycznych. Jak bardzo premier nie panuje nad sytuacją w Skarbie Państwa, pokazuje realizacja jego własnego, sztandarowego pomysłu z jesieni 2012 r. Spółka Polskie Inwestycje Rozwojowe miała wykorzystywać państwowy majątek do rozruszania zagrożonej kryzysem gospodarki. Szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz krótką brutalną recenzją („ch..., d.... i kamieni kupa") dość trafnie oddał jej osiągnięcia. Spółka działa, tyle że nie stała się antykryzysowym kołem zamachowym.

Taśmy pokazują też, że – wbrew obietnicom premiera – wciąż nie ma spójnej strategii selekcji menedżerów do państwowych spółek i sposobów ich rozliczania. Na taśmach słychać, że minister skarbu, lublinianin Włodzimierz Karpiński, obsadza spółki swymi krajanami. Sam zresztą mówi bez ogródek, że zamierza powołać do zarządów spółek państwowych jakieś kobiety, żeby odebrać równościowych wyborców lewicy (czyli „napier... się z Millerem i Palikotem").

Z nagrań wynika także, że przez lata jako wyrocznia w kwestii spółek skarbu traktowany był prezes PGE Krzysztof Kilian, osobisty przyjaciel premiera. (Karpiński: „Wszyscy uważali, że jak on coś powiedział, to jest to decyzja z Ujazdowskich", czyli z Kancelarii Premiera; Krawiec: „Mając Donalda jako kolegę od dwudziestu paru lat, miał po prostu wszystkich w d....".). Trudno to uznać za właściwy sposób nadzoru nad państwowym majątkiem i menedżerami opłacanymi w dziesiątkach i setkach tysięcy miesięcznie.

Sam premier przyznał się zresztą do swej porażki w nadzorze nad spółkami skarbu, sugerując z sejmowej mównicy, że za aferą taśmową stoi Grażyna Piotrowska-Oliwa oraz jej mąż Robert Oliwa. Przez lata rządów PO państwo Oliwowie zajmowali kluczowe stanowiska w największych państwowych koncernach.

Tłumacząc Polakom przyczyny afery, premier jednoznacznie zasugerował, że za Oliwami, nagrywającymi kelnerami, milionerem Markiem Falentą i jego szwagrem, musieli stać Rosjanie. Moskwa rzeczywiście ma powody, aby destabilizować władzę w naszym kraju, za Ukrainę, za amerykańskie wojska, za Unię Energetyczną. Gorzej, jeśli rząd został obnażony nie przez tak upragnionych Ruskich, tylko gang szwagrów i kelnerów.

W związku z opublikowaniem przez "Wprost" wyjaśnień i przeprosin na stronie internetowej wprost.pl w dniu 14 lipca 2014 roku oraz w wydaniu papierowym nr 30 (21-7.07.2014; str. 4) z powyższego artykułu usunięto informacje dotyczące Pawła Tamborskiego, które okazały się mylne. Wypowiedź ministra skarbu państwa Włodzimierza Karpińskiego nie dotyczyła Pawła Tamborskiego.

Nikt nie ma taśm na premiera. Donalda Tuska przed potajemnym nagraniem uchroniła legendarna podejrzliwość wobec biznesowego światka, a także twarde trzymanie się zasad, że polityczne negocjacje prowadzi się w Kancelarii Premiera, a nie w salonikach na zapleczach lokali stołecznej biznesowej bohemy. Dlatego dziś nikt nie może powiedzieć, że ma taśmy na Tuska. Istnienie takich taśm jest bowiem nieprawdopodobne – co zresztą potwierdza sam premier, nawołując media do jak najszybszej publikacji wszystkich materiałów z nielegalnych podsłuchów.

Pozostało 95% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej