Były szef MSZ Radosław Sikorski coroczne exposé dotyczące polityki zagranicznej wygłosił ostatni raz na początku maja. Już z tego choćby względu to, że Grzegorz Schetyna niespełna pół roku później ogłasza własną wizję polityki zagranicznej, jest ewenementem. Dotąd obowiązywała zasada, że minister przedstawia informację raz w roku, nawet jeśli zmienia się rząd.
Schetyna wie, że zapowiedź jego wystąpienia została odebrana jako chęć odcięcia się od polityki Sikorskiego. – Powodem jest niedawna zmiana na stanowisku szefa polskiej dyplomacji. Mój poprzednik pozostawił polską politykę zagraniczną w dobrej kondycji – mówił na wstępie.
Do marszałka i prezydenta
Takiej kurtuazji było w tym wystąpieniu znacznie więcej. Ale w kilku konkretnych obszarach Schetyna przemycił zapowiedzi zmian polityki zagranicznej Sikorskiego z lat 2007–2014.
Przede wszystkim podkreślał wagę sojuszu z USA, co Sikorski bagatelizował. Po majowym exposé Sikorskiego zwrócił mu nawet na to uwagę Bronisław Komorowski. – Zależy nam na pogłębieniu współpracy w ramach polityki bezpieczeństwa i obrony ze Stanami Zjednoczonymi – mówił Schetyna. – Dotychczasowe programy, czyli rotacyjną obecność pododdziałów sił zbrojnych USA i innych sojuszników oraz przygotowania do rozmieszczenia w Polsce w 2018 roku elementów systemu obrony przeciwrakietowej należy uznać za sukces.
W swym wystąpieniu Schetyna dystansował się od Sikorskiego w kilku innych kwestiach, nie szczędząc mu delikatnych przytyków. Anegdotycznie zabrzmiała złożona przez Schetynę zapowiedź wznowienia działalności dyplomatycznej w Mongolii. Bo zamknął ją w 2009 r. Sikorski, co było jednym z symboli jego polityki polegającej na ograniczaniu obecności dyplomatycznej w krajach, z którymi mamy niewielką wymianę handlową. Choć pod naciskiem prezydenta Sikorski zapowiadał ponowne posłanie tam polskich dyplomatów, dopiero Schetyna obiecał konkret: ambasadora wizytującego z Warszawy.