Chodzi o 18 osób z jednej z najbardziej niebezpiecznych grup przestępczych w kraju, na których ciążą zarzuty takiego kalibru jak m.in. produkcja i wprowadzanie na rynek setek kilogramów narkotyków, posiadanie broni palnej i materiałów wybuchowych. Wszyscy wyszli na wolność w połowie września, bo Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że ma potrzeby dalej ich trzymać w areszcie. Sąd Apelacyjny ich zwolnienie skrytykował i polecił wniosek prokuratury o przedłużenie aresztu rozpoznać jeszcze raz. Tym razem uznał, że jednak powinni siedzieć.
- Obawa grożącej podejrzanym surowej kary oraz obawa matactwa, czyli utrudniania śledztwa - głównie te argumenty wziął pod uwagę sąd wydając decyzję o tymczasowym aresztowaniu – mówi „Rzeczpospolitej" sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie do spraw karnych.
Z kolei Waldemar Tyl, wiceszef stołecznej Prokuratury Apelacyjnej zaznacza, że ta decyzja satysfakcjonuje śledczych. - Podejrzanym grozi do 15 lat więzienia, od początku uważaliśmy, że na wolności mogą utrudniać postępowanie, więc powinni pozostać w izolacji - zaznacza prokurator Tyl.
Zgodnie z decyzją sądu każdy z 18 zwolnionych ma trafić do aresztu na trzy miesiące. Termin będzie płynąc od chwili, kiedy dany podejrzany trafi za kratki. - Zapewne rozłoży to się w czasie, ponieważ wątpliwe, żeby wszyscy od razu się zgłosili. Zwłaszcza, że idą święta – mówi nam jeden z policjantów rozpracowujących grupę.
Gang powstały w latach 90. jako odłam „Pruszkowa" ma opinię jednego z najgroźniejszych w kraju. W ostatnich latach zaczął się odradzać. Centralne Biuro Śledcze latem 2013 r. urządziło obławę i zatrzymało 15 osób, w tym jednego z liderów, Dariusza P. ps. Bolo. Drugie uderzenie miało miejsce wiosną tego roku - policjanci schwytali wówczas kolejnych 28 członków grupy wraz z innym jej liderem, Robertem B. ps. Bedzio (były ochroniarz i zaufany bossa mafii pruszkowskiej „Pershinga"). Ci spośród zatrzymanych, którzy usłyszeli najcięższe zarzuty, trafili do aresztu. Kiedy upływał jego termin, prokuratura złożyła wniosek o jego przedłużenie. Śledczy byli przekonani, że na wolności podejrzani mogą nakłaniać świadków oraz skruszonych przestępców do składania fałszywych zeznań, by stworzyć dla siebie korzystną linię obrony. Kiedy we wrześniu jedna trzecia grupy wyszła na wolność, na świadków padł strach, a decyzja oburzyła prokuratorów. W złożonym zażaleniu alarmowali, że to „niebezpieczny sygnał o nieskuteczności działań organów ścigania".