Wśród tych osób jest Andrzej W., policjant, aspirant sztabowy pracujący od kilkunastu lat w jednym z łódzkich komisariatów. Pozostała trójka to Adam K., były policjant, a także jego żona Agnieszka i teść Wojciech M. Wszyscy zatrzymani mieszkają w Łodzi. Usłyszeli już zarzuty. Adam K. odpowie za przywłaszczenie mienia czyli pieniędzy, które miały trafić do banku. Jego żona i teść za pomocnictwo w przestępstwie oraz paserstwo. Z kolei policjant Andrzej W. usłyszał zarzut przekroczenia uprawnień oraz pomocnictwa w kradzieży.
Cała czwórka została zatrzymana w ubiegłym tygodniu, ale wówczas ani policja, ani prokuratura nie informowały o tym, tłumacząc się dobrem postępowania, ponieważ nadal szukają ochroniarza oraz innych osób, które mu pomagały. - Od początku tej sprawy zakładaliśmy, że ochroniarz nie działał sam, że ktoś mu pomagał – mówi mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Policja nie chce informować jaka była rola zatrzymanych w przestępstwie, ale "Gazeta Wyborcza", która jako pierwsza poinformowała o zatrzymaniu twierdzi, że policjanci mieli wykorzystać swoje znajomości, by złodzieja zatrudniono w łódzkiej firmie ochroniarskiej, a potem przeniesiono do jej oddziału w Poznaniu. Złodziej zatrudnił się w firmie ochroniarskiej pod cudzym nazwiskiem. Posługiwał się dokumentami na nazwisko Duda. Miał też podrobione pozwolenie na broń. Nikt nie zweryfikował tożsamości nowego pracownika - policjant miał zapewniać właścicieli firmy, że to jego znajomy.
W lipcu w Swarzędzu, wykorzystując moment nieuwagi kolegów z firmy ochroniarskiej, ochroniarz odjechał furgonetką, w której znajdowało się 8 mln zł. Ani jego, ani większości gotówki nie udało się dotąd namierzyć.
Wielkopolscy policjanci uważają, że złodziej był w zmowie z zatrzymanymi. Kontaktował się z nimi i nie jest wykluczone, że podzielił się z nimi skradzionymi pieniędzmi. Jeden z zatrzymanych, Adam K., wpłacił po skoku na swoje konto kilkaset tysięcy złotych. – Mogę potwierdzić, że część pieniędzy odzyskaliśmy – mówi nam insp. Borowiak.