„Pogromcy bazgrołów" to jedna z najbardziej spektakularnych inicjatyw społecznych w Krakowie w ostatnim czasie. W dodatku coraz bardziej skuteczna.
– Ludzie powinni mieć prawo do schludnej okolicy – mówi Waldemar Domański, inicjator akcji. – Kraków od lat jest zalewany bazgrołami, które ja nazywam fekaliami słowno-graficznymi. Wszędzie w mieście na budynkach można zobaczyć „twórczość", dla której punktem wspólnym jest nienawiść, antysemityzm albo dziwnie rozumiana miłość do klubu piłkarskiego. Nie zdołamy całkowicie wyeliminować tego zjawiska, ale mam wrażenie, że już udało nam się mocno wpłynąć na ludzką świadomość – twierdzi Domański.
Rzeczywiście, Kraków od dawna boryka się z problemem dewastacji nie tylko obiektów miejskich, ale także zabytków. Miasto do tej pory reagowało głównie w sposób doraźny. Za utrzymanie czystości krakowskich ulic odpowiadało MPO, a na wszelkie akty wandalizmu reagować zawsze powinna straż miejska. Ale to było za mało, by wyraźnie ograniczyć rozprzestrzenianie się tego zjawiska. Oszpecone budynki – głównie antysemickimi i kibolskimi hasłami – to w Krakowie norma. – Dlatego zupełnie oddolnie skrzyknęła się grupa ludzi, którym zaczęło to przeszkadzać. Pierwszym krokiem było zamalowanie jakiegoś jednego napisu; później komuś się to spodobało, aż w końcu wytworzył się cały ruch społeczny. Kupowaliśmy farby, pędzle i ruszaliśmy w miasto. Władze w końcu to zauważyły i mocno wsparły nasze działania – opowiada Waldemar Domański, który przez prezydenta Jacka Majchrowskiego został powołany na stanowisko przewodniczącego zespołu zadaniowego ds. ograniczenia bazgrołów.
Celem „Pogromców bazgrołów" jest z jednej strony doprowadzenie do likwidacji jak największej liczby wulgarnych napisów i obscenicznych rysunków, a z drugiej – uwrażliwienie krakowian na działalność wandali. Inicjatorzy akcji postulują także zmianę w przepisach polegającą na traktowaniu wandalizmu jako przestępstwa zagrożonego karą pozbawienia wolności. —jsch