Polsce opłacało się wydać blisko 300 mln zł na misję Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego?

Rafał Kowalczyk: Myślę, że lot Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego wzbudził wielkie zainteresowanie w naszym kraju i sprawił, że poczuliśmy się dumni jako naród. Polacy chcą widzieć, że jesteśmy w stanie brać udział w skomplikowanych misjach kosmicznych, a nasze firmy są w stanie wdrażać najnowsze technologie przy okazji tych misji. Wierzymy w historię sukcesu, którą pokazał Sławosz. Wierzymy w to, że połączenie wielkiego talentu i ciężkiej pracy jest drogą do sukcesu. Misja Ignis dała Polsce coś, czego nie można przełożyć na jakiekolwiek pieniądze. Stworzyła „Polish dream”, sprawiła, że całe pokolenie młodych ludzi szukających swojego miejsca na rynku pracy zostało zainspirowane tym lotem, a może będzie chcieć wybrać kariery inżynierów i ciężko pracować, by być jak „Astro Sławosz”.

Jacek Kosiec: Obecność drugiego Polaka w Kosmosie, choć napawająca dumą i bardzo prestiżowa nie jest jedyną korzyścią, którą Polska uzyskała w ramach współpracy z ESA. Sektor kosmiczny w Polsce obejmuje ponad 400 podmiotów, z czego – między innymi dzięki zwiększeniu składki do ESA – ponad połowa współpracuje z Europejską Agencją Kosmiczną. W znakomitej większości składki wracają do Polski w postaci kontraktów przy europejskich misjach. W ciągu 13 lat członkostwa Polski w ESA polskie firmy i instytuty uczestniczyły w ponad 600 projektach kosmicznych o łącznej wartości przekraczającej 320 mln euro, a w samym tylko 2024 roku polskie podmioty uzyskały 153 kontrakty o wartości blisko 87 mln euro. Finansowanie w ramach ESA dla polskich podmiotów to jednak tylko część korzyści ze współpracy z Agencją. Innym benefitem, znacznie trudniej policzalnym, jest nabywanie unikalnych kompetencji technologicznych, które byłoby naszym rodzimym firmom niezmiernie trudno zdobyć w inny sposób. Każdy kontrakt realizowany przez polską firmę to nie tylko kolejny projekt w statystyce, ale bardzo konkretne efekty technologiczne i gospodarcze: miejsca pracy dla inżynierów, programistów, analityków danych czy specjalistów ds. systemów. To rozwój kompetencji, które zostają w kraju i mogą być wykorzystane w kolejnych projektach również w innych branżach wysokich technologii. To budowa i utrzymanie zasobów technicznych: laboratoriów, infrastruktury IT, centrów przetwarzania danych, które wzmacniają cały ekosystem innowacji. A więc odpowiedź nasuwa się sama - misja Ignis, która rozszerzyła współpracę z eSA zdecydowanie się Polsce opłaciła.

Przychody z kontraktów z ESA oznaczają także podatki płacone w Polsce, które wracają do budżetu państwa i mogą zasilać kolejne inwestycje publiczne. W ten sposób inwestowanie w przemysł kosmiczny staje się impulsem do stworzenia gospodarki opartej na wiedzy i danych, czyli dokładnie takiej, jakiej potrzebujemy w XXI wieku.

Według szacunków ESA oraz raportów organizacji takich jak OECD i Euroconsult każde 1 euro zainwestowane w sektor kosmiczny (np. satelity, badania, infrastrukturę), przynosi całej gospodarce 3–7 euro zwrotu w postaci: wzrostu produktywności (np. w rolnictwie, logistyce, nawigacji), tworzenia miejsc pracy i nowych firm (zwłaszcza w sektorach downstream, czyli korzystających z danych kosmicznych), rozwoju nowych technologii i ich wdrożeń w innych branżach (tzw. spillover effects), poprawy jakości usług publicznych (np. zarządzania kryzysowego, monitoringu środowiska).

Jako przykład moża podać szacunki ESA dotyczące konkretnego programu – w 2023 roku ESA oszacowała, że każde euro wydane na program Copernicus (monitoring Ziemi) przynosi do 4 euro zysku społeczno-gospodarczego. Podobną wartość zwrotu podaje także m.in. Minister Finansów RP Andrzej Domański w czerwcu 2025.

Jak utrzymać to zainteresowanie kosmosem i technologiami kosmicznymi oraz przełożyć to na korzyści dla gospodarki?

Jacek Kosiec: Utrzymanie tego zainteresowania będzie z pewnością trudne. Dziś, w czasach, gdy cykl życia każdej wiadomości jest coraz krótszy, utrzymanie kosmosu na pierwszych stronach gazet będzie stanowiło znaczące wyzwanie. Jestem jednak zdania, że pokazując historie sukcesu polskich firm w branży kosmicznej będziemy w stanie nie tylko generować zainteresowanie, ale także wymierne korzyści dla całego sektora. W zeszłym tygodniu w amerykańskim Financial Times mogliśmy czytać o zamiarze zakupu przez polski rząd udziałów w firmie ICEYE. Abstrahując od sensowności inwestycji w zagraniczny podmiot sektora kosmicznego, zamiast w firmy rodzime, ta informacja szeroko przebiła się do opinii publicznej w Polsce. Podobnych historii jest wiele.

Utrzymanie zainteresowania przestrzenią kosmiczną i technologiami kosmicznymi to jedno, ale najistotniejsze będzie przełożenie tego entuzjazmu na konkretne, trwałe korzyści dla polskiej gospodarki.

Niezwykle istotne jest, by utrzymanie zainteresowania kosmosem nie kończyło się na kampaniach medialnych czy spektakularnych wydarzeniach, ale prowadziło do długofalowej strategii rozwoju sektora kosmicznego w kraju i polityki wspierania polskich firm technologicznych jako narzędzia budowania wartości dodanej w kraju. Jeśli to się uda, entuzjazm społeczny wokół sektora kosmicznego stanie się trwałym kapitałem gospodarczym.

Polska i przemysł kosmiczny? Jeszcze kilka lat temu większość z nas nie wiązałaby tej gałęzi przemysłu z Polską, a tymczasem polskie firmy coraz lepiej odnajdują się w tej kosmicznej branży. Usłyszeliśmy o tej branży m.in. przy okazji wojny na Ukrainie…

Rafał Kowalczyk: Niewiele ponad dekadę temu polski sektor kosmiczny był niemal niezauważalny na arenie międzynarodowej. Przypomnę, że do Europejskiej Agencji Kosmicznej dołączyliśmy dopiero w 2012 roku. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Polskie firmy i instytuty badawcze są coraz częściej postrzegane jako rzetelni, kompetentni partnerzy, zdolni do realizacji złożonych projektów technologicznych - zarówno w ramach programów ESA, NATO, jak i misji komercyjnych.

Co szczególnie istotne, polskie firmy nie są już tylko dostawcami pojedynczych podsystemów. Są gotowe do realizacji ambitnych projektów jako liderzy konsorcjów. Jak już wcześniej wspomniałem, od 2012 roku zrealizowaliśmy ponad 600 kontraktów, z czego aż ponad 150 podpisano tylko w roku 2024. Wśród nich aż 10 przypadków dotyczyło sytuacji, w których to właśnie polskie podmioty pełniły rolę głównego wykonawcy (prime contractor). To nie tylko dowód na dynamiczny wzrost liczby kontraktów, ale też na rosnącą pozycję polskich firm jako liderów projektów kosmicznych. Tendencję tę zauważa również sama ESA, wskazując w swoich raportach, że polski sektor kosmiczny dojrzewa i wchodzi w nową fazę rozwoju.

Z perspektywy branży wojna w Ukrainie przyspieszyła wiele procesów. Przede wszystkim unaoczniła kluczową rolę aktywów w przestrzeni kosmicznej w zapewnianiu bezpieczeństwa, komunikacji oraz dostępie do wiarygodnych danych obserwacji Ziemi. Polska jako kraj położony na wschodniej flance NATO zyskała nowy strategiczny wymiar również w kontekście rozwoju zdolności kosmicznych. W zeszłym tygodniu komisarz UE ds. budżetu Piotr Serafin ogłosił, że Komisja Europejska przeznaczy 4,6 mld euro na budowę europejskiego systemu łączności satelitarnej IRIS², określanego jako „europejski Starlink”. Podkreślił, że jest przekonany, iż nacisk na badania i obronność jest szczególnie istotny z punktu widzenia Polski, bo to nie Portugalia czy Włochy, lecz właśnie Polska graniczy z krajem, który zagraża bezpieczeństwu europejskiemu.

Nastał więc czas, by realnie zadbać o interesy rodzimego sektora kosmicznego, ze szczególnym uwzględnieniem polskich podmiotów komercyjnych. To firmy, które mają już doświadczenie w realizacji kontraktów dla ESA zarówno jako podwykonawcy, jak i liderzy projektów i są gotowe budować konsorcja składające się wyłącznie z polskich partnerów. Przed nami kolejne kroki: narodowy program kosmiczny, inwestycje w infrastrukturę (takie jak centrum integracji satelitów), a także budowa niezależnych zdolności w zakresie obserwacji Ziemi, łączności czy nawigacji. W tym kontekście deklarację premiera Donalda Tuska o staraniach o utworzenie ośrodka ESA w Polsce odbieramy jako pozytywny sygnał i mamy głęboką nadzieję, że ta idea znajdzie swoje odzwierciedlenie w decyzjach.

Jakie są główne cele i priorytety Związku Polskich Przedsiębiorców Przemysłu Kosmicznego? I dlaczego w ogóle powstał (jako już przynajmniej druga organizacja branżowa)

Rafał Kowalczyk: Związek Polskich Przedsiębiorców Przemysłu Kosmicznego powstał z potrzeby wzmocnienia głosu polskich firm działających w tej wymagającej i dynamicznie rozwijającej się branży. Naszym głównym celem jest reprezentowanie interesów rodzimych przedsiębiorstw, zarówno tych o ugruntowanej pozycji, jak i młodych, innowacyjnych podmiotów, które budują realne kompetencje inżynierskie, produktowe i usługowe w obszarze technologii kosmicznych.

Uznaliśmy, że potrzebna jest organizacja z jednoznacznym mandatem biznesowym zorientowana na wzmacnianie pozycji rynkowej polskich firm, wspieranie ich eksportu, oraz budowanie warunków do rozwoju projektów o wysokiej wartości dodanej. Chcemy być partnerem dla rządu, agencji wykonawczych, a także dla instytucji europejskich, z naciskiem na skuteczne wykorzystanie składki Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej w ramach zamówień dla krajowego przemysłu.

ZPPPK to organizacja tworzona przez przedsiębiorców dla przedsiębiorców. Naszą ambicją jest, by za kilka lat to właśnie z Polski pochodziły technologie, które będą zmieniać reguły gry w europejskim sektorze kosmicznym i nie tylko.

W jaki sposób Związek chce wspierać rozwój polskich firm w sektorze kosmicznym, zwłaszcza małych i średnich przedsiębiorstw?

Jacek Kosiec: Związek Polskich Przedsiębiorców Przemysłu Kosmicznego powstał przede wszystkim z myślą o realnym wsparciu polskich MŚP, ponieważ brak jeszcze rodzimych, dużych firm w sektorze kosmicznym. MŚP są zarazem najbardziej dynamiczne, ale często też najbardziej narażone na bariery rozwoju w tak wymagającej branży. Celem ZPPPK jest zatem dbanie o to, by interesy polskich podmiotów, niemal wyłącznie MŚP, były respektowane, szczególnie w porównaniu do znacznie silniejszych podmiotów zagranicznych.

W praktyce działamy na kilku równoległych poziomach. Chcemy reprezentować interesy firm w dialogu z administracją krajową, dbając o to, by system wsparcia był dostosowany do specyfiki sektora kosmicznego: długich cykli projektowych, wysokiego ryzyka i konieczności inwestowania w kompetencje, zanim pojawi się przychód. Apelujemy o stabilne i przewidywalne mechanizmy finansowania, zarówno w ramach ESA, programów unijnych czy krajowych, np. Krajowego Programu Kosmicznego, nad którym prace trwają już ponad 8 lat.

Funkcjonujemy również jako platforma współpracy i wymiany wiedzy między firmami, pomagając mniejszym graczom wejść do większych projektów, budować konsorcja, szukać partnerów przemysłowych, w tym zagranicznych. Często to właśnie brak kontaktów i rozpoznawalności na arenie międzynarodowej, a nie brak kompetencji technologicznych, ogranicza ich rozwój. Wreszcie - wspieramy edukację i promocję sektora, bo wiemy, że świadomość społeczna, stabilne otoczenie prawne i dostęp do specjalistów to warunki konieczne, by firmy mogły rosnąć.

Które segmenty przemysłu kosmicznego (np. satelity, dane obserwacyjne, rakiety, komponenty) mają największy potencjał rozwoju w Polsce?

Jacek Kosiec: Polskie firmy opracowały już ponad 100 różnych technologii kosmicznych i sukcesywnie umieszczają na orbicie własne satelity. Choć Polska nie należy jeszcze do globalnych graczy w eksploracji kosmosu, to w wybranych niszach technologicznych zaznacza swoją obecność na poziomie europejskim, a nawet światowym. Odnajdujemy największą skuteczność w specjalizacji i właśnie dzięki takiemu podejściu w obszarze satelitarnej obserwacji Ziemi osiągnęliśmy największe sukcesy.

Rafał Kowalczyk: Wartym uwagi jest wątek obserwacji Ziemi. Polska ma obecnie najwyższy wskaźnik zwrotu geograficznego w ESA w obszarze Earth Observation. To oznacza, że środki inwestowane w projekty związane z EO nie tylko się zwracają, ale przynoszą realne zyski zarówno finansowe, jak i technologiczne. Przez 13 lat członkostwa w ESA blisko 50 proc. kontraktów realizowanych przez polskie firmy dotyczyło właśnie obserwacji Ziemi. To naturalnie ukształtowało naszą specjalizację, którą dziś potrafimy kompleksowo zagospodarować od projektowania i integracji satelitów, przez rozwój algorytmów i systemów przetwarzania danych, aż po dostarczanie gotowych produktów i usług (z wyjątkiem samego wynoszenia na orbitę).

Warto przy tym zauważyć, że budżet ESA na projekty obserwacji Ziemi historycznie stanowił ok. 25 proc. całości, a przy tegorocznym budżecie ESA w wysokości 7,7 mld euro, to niemal 2 mld euro przeznaczone na EO. Dlatego tak istotne jest, by Polska konsekwentnie utrzymywała obrany kierunek i rozwijała tę specjalizację, zamiast rozpraszać siły na nowe obszary bez porównywalnego potencjału.

W zakresie satelitarnej obserwacji Ziemi, Polska buduje dziś swoją autonomię przy dalszym rozwoju obecnych systemów ma realną szansę dołączyć do grona państw posiadających narodowe systemy teledetekcyjne. Już teraz aktywnie uczestniczymy w programie COPERNICUS oraz przygotowujemy się do zaangażowania w nowe inicjatywy ESA, takie jak Upgraded Future EO. Dostarczamy także wyspecjalizowane komponenty i usługi dla globalnego ekosystemu danych satelitarnych. W niszach takich jak przetwarzanie danych EO Polska odgrywa w Europie rolę wiodącą, stąd logiczne jest, żeby właśnie ten strategiczny kierunek był wspierany przez politykę przemysłową i inwestycyjną państwa.

Jacek Kosiec: Technologie kosmiczne zdobywają nowe obszary zastosowań. Współczesny przemysł kosmiczny przestaje być domeną wyłącznie lotów na orbitę czy eksploracji kosmosu. Coraz częściej granice między technologiami kosmicznymi a cywilnymi zastosowaniami zacierają się, tworząc nowe przestrzenie innowacji. Rozwiązania opracowane pierwotnie na potrzeby misji satelitarnych, systemów obserwacyjnych czy telekomunikacji kosmicznej, dziś znajdują zastosowanie w wielu sektorach – od rolnictwa precyzyjnego, przez monitoring środowiska, aż po logistykę i bezpieczeństwo publiczne. Przykładem są technologie dronowe, które czerpią z doświadczeń inżynierii kosmicznej: zaawansowane systemy nawigacyjne, miniaturyzacja podzespołów czy wytrzymałość materiałowa, wywodzą się wprost z sektora space-tech. Dzięki temu możliwe jest tworzenie autonomicznych jednostek latających, pływających czy jeżdżących o wysokiej precyzji działania i odporności na ekstremalne warunki, co otwiera drogę do ich wykorzystania zarówno w badaniach naukowych, jak i w codziennym życiu. Co istotne, różne technologie – zarówno kosmiczne, jak i naziemne – coraz częściej się uzupełniają. Przykładem może być integracja zobrazowań satelitarnych z danymi pochodzącymi z dronów lub sensorów naziemnych. Tego rodzaju synergiczne podejście pozwala uzyskać bardziej kompletny, aktualny i wielowymiarowy obraz sytuacji – na przykład w ocenie skutków katastrof naturalnych, planowaniu urbanistycznym czy zarządzaniu zasobami naturalnymi. Taki transfer i integracja technologii nie tylko zwiększają efektywność i bezpieczeństwo w wielu dziedzinach, ale również pobudzają gospodarkę i sprzyjają rozwojowi nowych modeli biznesowych.

Jakie bariery najczęściej napotykają polscy przedsiębiorcy działający w branży kosmicznej? Czy są to kwestie regulacyjne, finansowe, kadrowe, czy inne? Jakie zmiany systemowe – np. finansowanie, edukacja, współpraca nauka-przemysł – są niezbędne, by Polska mogła w pełni wykorzystać potencjał, jaki otwiera misja astronauty ESA z naszego kraju?

Rafał Kowalczyk: Polscy przedsiębiorcy działający w sektorze kosmicznym napotykają dziś cały wachlarz barier – od finansowych, przez systemowe, aż po strukturalne. Najbardziej palącym problemem nie jest już brak kompetencji technologicznych, ale raczej brak odpowiednio zaprojektowanego otoczenia instytucjonalnego, które pozwalałoby tym kompetencjom się skalować i komercjalizować rezultaty ich wykorzystania.

Jedną z największych barier jest brak stabilnego popytu krajowego. To problem, który można rozwiązać, stosując sprawdzony na świecie model anchor tenant – czyli roli państwa jako pierwszego, strategicznego klienta. Publiczny popyt na usługi i produkty kosmiczne (np. dane satelitarne, łączność, infrastruktura naziemna) może być motorem rozwoju dla prywatnych firm, zapewniając im przychody we wczesnej fazie rozwoju oraz jednocześnie wzmacniając strategiczne zdolności państwa. Taki model z powodzeniem działa m.in. w USA, Niemczech, Izraelu czy Francji. Przykład firmy SpaceX, która rozpoczęła swoją drogę dzięki kontraktom z NASA, pokazuje, że nawet najbardziej innowacyjne firmy potrzebują w pierwszej fazie wsparcia i przewidywalnego rynku.

Sytuacja sektora kosmicznego jest zresztą analogiczna w tym aspekcie jak i przemysłu zbrojeniowego – w obu to państwo powinno zapewnić długofalową strategię wskazującą priorytetowe technologie, które powinny być z wyprzedzeniem rozwijane oraz programy wdrożeniowe i środki w perspektywie 10 - 15 lat. Bez takiego podejścia w Polsce wciąż będziemy zmuszeni do tzw. „panic buy”, czyli drogich zakupów gotowych rozwiązań za granicą, gdy sytuacja wymusi szybkie działanie. Systematyczne budowanie krajowych zdolności pozwoli nam uniknąć takich scenariuszy i zagwarantować bezpieczeństwo operacyjne.

Misja IGNIS daje ogromną szansę wizerunkową i edukacyjną. Ale żeby wykorzystać ten moment w pełni, musimy przestawić myślenie: nie chodzi już tylko o prestiż, ale o stworzenie trwałego ekosystemu, w którym polskie firmy będą mogły rozwijać technologie i zdobywać rynki globalne z realnym wsparciem państwa jako ich pierwszego odbiorcy.

Jak związek widzi rolę edukacji i współpracy z uczelniami w budowie silnego ekosystemu kosmicznego w Polsce? Czy są obecnie prowadzone wspólne inicjatywy?

Jacek Kosiec: Rozwijanie kompetentnych kadr w obszarze przemysłu kosmicznego jest niezbędne do jego rozwoju, a polskie uczelnie odgrywają w tym zadaniu kluczową rolę. Już dziś w branży kosmicznej pracuje około 2 000 osób, z których znakomita większość to światowej klasy specjaliści. W firmach należących do naszego związku pracują osoby z doświadczeniem w największych agencjach takich jak NASA czy ESA, czy w czołowych koncernach technologicznych, jak Airbus, Thales. W rozwijaniu tych talentów często polskie uczelnie ogrywały istotną rolę. Będziemy rozwijać relacje w obszarze ekosystemu kosmicznego, ale na rezultaty będzie trzeba jeszcze poczekać. Jestem jednak przekonany, że w dłuższej perspektywie synergia pomiędzy polskimi uczelniami, a ZPPPK pozwoli wykształcić kolejne tysiące znakomitych specjalistów.

Jak ZPPPK planuje wykorzystać ten moment medialnego zainteresowania (związanego z lotem astronauty ESA z Polski) do promocji krajowego przemysłu kosmicznego?

Rafał Kowalczyk: Misja o takiej randze jak lot ESA z udziałem Polaka to wydarzenie, które zdarza się raz na pokolenie. Dla społeczeństwa to powód do dumy. Dla sektora okazja, której nie można zmarnować. Chcemy pokazać społeczeństwu i decydentom, że za sukcesem astronauty stoją konkretne firmy, kompetencje i ludzie. Jeśli dobrze wykorzystamy ten moment, zwiększy się zrozumienie na temat sektora wśród decydentów, ale także zwykłych Polaków. Zależy nam, by za 5 czy 10 lat powiedzieć, że ten lot nie był tylko inspiracją, ale początkiem skoku technologicznego, w którym polskie firmy miały swój udział. Mamy nadzieję, że Polska wykorzysta ten wyjątkowy moment.

Materiał Partnera