Stan wyjątkowy w Kościele

Pełne mistycyzmu, otoczone mgiełką tajemnicy i uświęcone mocą tradycji papiestwo na naszych oczach odchodzi w przeszłość. Od rezygnacji Benedykta XVI i rozpoczęcia pontyfikatu przez Franciszka nic nie jest jak wcześniej – i już takie nie będzie.

Aktualizacja: 16.02.2020 13:31 Publikacja: 16.02.2020 00:01

Stan wyjątkowy w Kościele

Foto: AP/East News/Gregorio Borgia

Młody papież", „Nowy papież", „Dwaj papieże" – popkultura dostarcza nam wielu obrazów głowy Kościoła. I choć można się spierać o jakość owych produkcji, polemizować z artystyczną wizją autorów czy kwestionować ich wiedzę na temat katolicyzmu, nie ulega wątpliwości, że papiestwo stało się niezmiernie interesujące dla twórców. Inspirują ich barwne stroje gwardzistów szwajcarskich, piękno watykańskich wnętrz, tajemnica skrywająca konklawe, radykalna odmienność stylu życia papieży czy wreszcie absolutystyczno-feudalna otoczka Watykanu i Kościoła. Z punktu widzenia filmowców to lepsza wersja brytyjskiej monarchii, bo watykańska rzeczywistość i zwroty akcji za spiżową bramą przerastają to, co mogliby wymyślić scenarzyści. W kościelnej scenerii można dziś kręcić filmy dla szerokiej publiczności, a nie tylko tej zainteresowanej religią.

Jednocześnie, paradoksalnie, duża część tego, co tak pociąga twórców, odchodzi właśnie do przeszłości. Na naszych oczach dokonuje się gigantyczna zmiana w postrzeganiu papiestwa.

Zamieszanie z dwugłosem

Zacznijmy od mających potężne znaczenie kwestii symbolicznych. Jeszcze 20 lat temu papiestwo było otoczone aurą mistycyzmu, ojcostwa, teologicznej tajemnicy związanej z tym, że biskupem Rzymu było się dożywotnio. Św. Jan Paweł II, gdy wspominano o tym, że mógłby zrezygnować z urzędu ze względu na stan zdrowia, odpowiadał, że nie schodzi się z krzyża, a jego doradcy i współpracownicy uzupełniali, że ojciec nie przechodzi na emeryturę, ale w inny sposób sprawuje swoją funkcję.

Rezygnacja Benedykta XVI, której motywy nadal nie są jasne, a te podawane oficjalnie, czyli zmęczenie, starość, choroba, upodabniają je do przyczyn zwyczajnej emerytury, sprawia, że urząd papieski stracił część swojej tajemniczości. I nawet jeśli teolog Hans Küng przesadza, mówiąc o „demistyfikacji papiestwa", można mówić o utracie części teologicznego blasku związanego z urzędem biskupa Rzymu, z jego swoistą laicyzacją i demitologizacją, a nawet przeniesieniem go z wieków średnich w postnowoczesność, w której z urzędu, a nawet z funkcji (biskupiej, kardynalskiej, proboszczowskiej, ale także każdej innej) zwyczajnie przechodzi się do bycia emerytem, zgodnie z zasadą, że każdy ma prawo do odpoczynku. Jeśli ojciec może przejść na emeryturę, a zastępca Jezusa zejść z krzyża, to jednak coś się zmieniło.

I nie powinny tego przesłaniać mistyka i teologia dwóch papieży, z których jeden pełni urząd, a drugi jest niejako papieżem modlitwy i kontemplacji. Benedykt XVI nie wrócił do swojego imienia chrzcielnego, pozostał przy stroju papieskim i papieskim herbie, a także zaczął być tytułowany papieżem seniorem. Tyle że teologia katolicka, podobnie jak prawo kanoniczne, nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że papież może być tylko jeden, a jest nim aktualnie sprawujący urząd. Kim jest zatem papież senior? To w krótkich, ale jednoznacznych słowach, określił kard. Gerhard Muller: emerytowanym biskupem.

Nie ma w teologii katolickiej miejsca na dwóch papieży, i to nawet jeśli – co zrobili niektórzy watykaniści – uzna się, że Kościół znajduje się obecnie w stanie wyjątkowym, gdzie zawieszeniu ulegają pewne zasady prawne. Argument ten jest słaby nie tylko dlatego, że nie jest jasne, kto miałby ogłaszać czy stwierdzać ów stan wyjątkowy, ale także dlatego, że jest to zastosowanie kategorii zupełnie świeckich do życia instytucji jednak bosko-ludzkiej.

Wrażenie laicyzacji, demitologizacji urzędu papieża pogłębia także swoisty dwugłos papieski. Z jednej strony mamy Franciszka, który postuluje decentralizację, otwiera drogę do komunii świętej dla rozwodników w ponownych związkach, a także przekonuje, że główną przyczyną kościelnych skandali seksualnych jest klerykalizm. Z drugiej strony jest papież senior, który ogłasza, że pewne kwestie w Kościele są niezmienne, postuluje ciągłość jako przyczynę skandali wskazuje rozprzężenie seksualne w Kościele, zniszczenie teologii moralnej, słabość prawa i wreszcie homolobby. Ostatnio ów dwugłos można było usłyszeć w sprawie celibatu.

Dla katolików przyzwyczajonych do jednoznaczności i rozstrzygającej woli papieża ten dwugłos biskupów w bieli może sprawiać wrażenie zamieszania i w ogóle osłabiać papieski autorytet. A także ustawiać urząd papieża w kategorii innych, z których się ustępuje i które nie ograniczają prawa do komentowania decyzji i wypowiedzi sprawujących je osób.

I wreszcie kwestia Pałacu Apostolskiego i apartamentów papieskich. Decyzją Franciszka od początku jego pontyfikatu są one puste. I choć można dyskutować nad sensem ekonomicznym tego rozwiązania (bo zamieszkiwanie w Domu św. Marty jest droższe niż w owych apartamentach), to jest ono niewątpliwie symboliczne, podobnie jak inne decyzje Ojca Świętego, który rezygnuje z części oznak urzędu papieskiego, a także spłaszcza strukturę władzy i hierarchii. Zdecentralizowany Kościół nie potrzebuje tak mocnego symbolu władzy i godności papieskiej, jakim jest właśnie Pałac Apostolski.

Autentyczny czy ukryty

Ta symboliczna zmiana wyrasta z długiego procesu poszukiwania takich form sprawowania prymatu Piotrowego, które byłyby do zaakceptowania przez chrześcijan innych wyznań, ale także byłyby formą służby, a nie władzy. O konieczności oczyszczania stylu sprawowania prymatu pisał już w encyklice „Ut unum sint" św. Jan Paweł II, gdy zauważał, że trzeba starać się, by papiestwo stawało się coraz bardziej pokorną służbą, a coraz mniej władzą, ale także, gdy prosił teologów i hierarchów innych wyznań, by „wspólnie poszukiwali takich form sprawowania owego urzędu, w których możliwe będzie realizowanie uznawanej przez jednych i drugich posługi miłości".

W odpowiedzi na ten apel powstało kilka ciekawych książek (choćby przetłumaczona na język polski praca wybitnego prawosławnego teologa Oliviera Clementa), kilka wspólnot protestanckich przygotowało własne dokumenty na ten temat, a kwestia ta stała się także tematem debaty ekumenicznej, ale ostatecznie ów nowy model nie zaczął powstawać.

Benedykt XVI także próbował zmienić, może nie tyle teologię, ile formę sprawowania urzędu papieskiego, tyle że w inny sposób. Od mniej więcej stu lat papiestwo jest sprawowane przez charyzmatyczne osobowości, które często przesłaniają swoimi osobistymi przymiotami sam urząd. Tak było i z Piusem XII, i z Janem XXIII, a szczególnie z Janem Pawłem II, których osobiste cechy sprawiały, że stali się oni bohaterami zbiorowej wyobraźni. Urząd, związana z nim symbolika, odchodziły nieco na bok, a najistotniejsza stała się – zgodnie z duchem czasów – „autentyczność" osób go sprawujących.

Benedykt XVI, usuwając się w cień, ostrożnie określając kierunki zmian, unikając mocnych decyzji, ale też ukrywając się niekiedy za tradycyjnymi ubiorami, formami, pokazywał, że w posłudze Piotrowej od osobistego charyzmatu istotniejszy jest urząd, a także związana z nim tradycja. Franciszek zdaje się odchodzić od tego modelu, kładąc ogromny nacisk na osobisty charyzmat, zrywając ciągłość zwyczaju, a także akcentując własne przyzwyczajenia. Warto mieć świadomość, że to jest z jednej strony kontynuacja działania poprzedników (szczególnie św. Jana Pawła II), ale z drugiej pewna nowość, bo przez wieki urząd skrywał raczej, niż objawiał osoby. Dla ludzi wieku XVIII czy XIX w ogóle nie miało znaczenia, jaką osobą prywatnie jest papież, liczyły się prestiż i godność urzędu. Wypowiedzi głowy Kościoła były bardzo rzadkie, zazwyczaj rozstrzygające – w prostych prawnych sformułowaniach – wątpliwości. I dopiero wiek XX (i późny XIX) przyniósł zmianę tej sytuacji i związany z pojawieniem się nowoczesnych mediów zalew wypowiedzi papieskich, a także nacisk na „autentyzm" i wizerunek samego papieża.

Franciszek, choć jego styl sprawowania urzędu jest raczej dość autorytarny, silnie podkreśla jednak konieczność decentralizacji i przekazania części kompetencji kurii rzymskiej, a także samego papieża konferencjom episkopatów, a nawet samym biskupom. To również ogromna zmiana w porównaniu z tym, jak rzymski, papieski centralizm wyglądał, a przynajmniej chciał wyglądać, w czasach po soborze trydenckim. Idealny Kościół był wówczas organizacją ściśle scentralizowaną, dokumenty, podręczniki, liturgia, w pięknej kościelnej łacinie, zatwierdzane były w Rzymie i stamtąd rozchodziły się na świat. Oczywiście, i Niemcy, i Francuzi potrafili wywalczyć sobie trochę niezależności, ale Rzym pilnował, by nie było jej za dużo, i przywoływał do porządku rozpasanych hierarchów czy teologów.

Zwieńczeniem tego procesu było uchwalenie dwóch dogmatów papieskich (o nieomylności biskupa Rzymu w sprawach wiary i moralności, gdy wypowiada się on ex cathedra, i o uniwersalnej jurysdykcji biskupa Rzymu), a także ukształtowanie się postawy zwanej ultramontańską, która w radykalnej wersji w samej woli papieskiej upatrywała prawdy. Ultramontanizm jednak, co warto podkreślać, nigdy nie stał się doktryną Kościoła, a sobór watykański I (1869–1870), który ustanowił dwa nowe dogmaty papieskie, jasno przypominał, że papież nie jest władcą doktryny, lecz jej sługą, i że nie może on wszystkiego.

Doprecyzować doktrynę

Mniej więcej od czasów poprzedzających sobór watykański II rozpoczęła się debata nad odejściem od modelu ultramontańskiego, a spory wokół encykliki „Humanae vitae" Pawła VI, ale także później „Dominus Iesus", „Veritatis splendor" czy „Evangelium vitae" św. Jana Pawła II sprawiły, że niemała część zachodnich teologów, wtedy głównie liberalnych, zaczęła poszukiwać innego umocowania czy rozumienia prymatu papieskiego. Dyskusję rozpoczął Hans Küng świetnie napisaną, choć nie do zaakceptowania z perspektywy katolickiej, a nie tylko ultramontańskiej książką „Nieomylny?" (został za nią pozbawiony prawa do nauczania teologii katolickiej). W Polsce, w związku z tym, że papieżem był Polak, a ultramontanizm i wcześniej miał się nad Wisłą świetnie, ta debata była niemal nieobecna, ale na świecie trwała. Franciszek, wprowadzając do eklezjologii kategorię decentralizacji, tylko zintensyfikował tę dyskusję.

Teologicznie, z perspektywy rozwoju dogmatu i teologii, jest to konieczne, bo sobór watykański I został przerwany i nie zdołał ustalić doktrynalnie relacji między papieżem, następcą Piotra a biskupami, następcami apostołów. Wielu teologów zwraca uwagę na fakt, że Piotr w Ewangeliach, choć jego prymat jest niewątpliwy i niepodważalny, wypowiada się zawsze w imieniu kolegium, a w pierwszych wiekach prymat biskupa Rzymu, choć uznawany, zawsze sprawowany był kolegialnie.

Sobór watykański II, jako duszpasterski, także nie podjął tego tematu. Dlatego, jak się zdaje, konieczna jest – również w duchu wypowiedzi św. Jana Pawła II i Benedykta XVI – próba doprecyzowania tej relacji, a także uświadomienia, co może, a czego nie może papież. Skrajny ultramontanizm papieski, tak jak dzieje się to w przypadku skrajnego klerykalizmu, ma tendencję do osuwania się w przestrzeń herezji papolatrii i uznania, że papież może wszystko i zawsze. Tak nie jest, ani z perspektywy teologii, ani z perspektywy prawa kanonicznego.

Wszystkie te wydarzenia razem wzięte pozwalają sformułować tezę, że model sprawowania papiestwa będzie się w najbliższych dziesięcioleciach zdecydowanie zmieniał. Kościół katolicki, czy się to komuś podoba czy nie, podlega procesowi anglikanizacji, rozpadu doktrynalnego i duszpasterskiego na różne stronnictwa. Przykładem są rozmaite interpretacje adhortacji „Amoris laetitia" w rozmaitych Kościołach czy odmienne podejście do katolickiej komunii świętej dla protestantów, a papież coraz częściej spełnia rolę zwornika, a niekiedy sztandaru jednego ze stronnictw.

W sytuacji, gdy pojawił się pierwszy papież emeryt, szybko może się okazać, że wielogłos byłych (bo może być ich nawet dwóch czy trzech) i obecnego papieża będzie coraz lepiej słyszalny, a to osłabi autorytet jedynego biskupa Rzymu. Coraz bardziej prawdopodobne jest także dalsze laicyzowanie urzędu papieskiego, pozbawianie go już nie tylko elementów związanych z władzą, ale także z mniej uzasadnioną teologicznie tradycją. W efekcie wzmocnieniu może ulec rozumienie papiestwa jako urzędu albo wręcz przeciwnie, jeszcze większy nacisk położony zostanie na osobiste przymioty papieża. Niezależnie jednak od tego, jak będzie to wyglądać, jedno nie ulega wątpliwości: na naszych oczach papiestwo się zmienia, a jednym z elementów tej zmiany jest uwspółcześnienie modelu jego sprawowania. 

Młody papież", „Nowy papież", „Dwaj papieże" – popkultura dostarcza nam wielu obrazów głowy Kościoła. I choć można się spierać o jakość owych produkcji, polemizować z artystyczną wizją autorów czy kwestionować ich wiedzę na temat katolicyzmu, nie ulega wątpliwości, że papiestwo stało się niezmiernie interesujące dla twórców. Inspirują ich barwne stroje gwardzistów szwajcarskich, piękno watykańskich wnętrz, tajemnica skrywająca konklawe, radykalna odmienność stylu życia papieży czy wreszcie absolutystyczno-feudalna otoczka Watykanu i Kościoła. Z punktu widzenia filmowców to lepsza wersja brytyjskiej monarchii, bo watykańska rzeczywistość i zwroty akcji za spiżową bramą przerastają to, co mogliby wymyślić scenarzyści. W kościelnej scenerii można dziś kręcić filmy dla szerokiej publiczności, a nie tylko tej zainteresowanej religią.

Pozostało 93% artykułu
Kościół
KEP: Edukacja zdrowotna? "Nie można akceptować deprawujących zapisów"
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kościół
Kapelan Solidarności wyrzucony z kapłaństwa. Był oskarżony o pedofilię
Kościół
Polski biskup rezygnuje z urzędu. Prosi o modlitwę w intencji wyboru następcy
Kościół
Podcast. Grzech w parafii na Podkarpaciu
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
"Rzecz w tym"
Ofiara, sprawca, hierarchowie. Czy biskupi przemyscy dopuścili się zaniedbań w sprawie pedofilii?