O śmierci duchownego poinformowała w mediach społecznościowych fundacja „Nie zapomnij o nas". "Dziś zmarł ksiądz Stanisław Kicman. Miał 7 lat, gdy Niemcy rozpoczęli Rzeź Woli" – napisała fundacja.
W czasie powstania warszawskiego, 8 sierpnia 1944 roku – siedmioletni Stanisław z matką i babcią został wyrzucony z domu przez oddziały własowców. Dom został spalony.
Zostali zapędzeni do kościoła św. Wojciecha na Woli. Byli świadkami egzekucji przeprowadzanych przez Niemców w pobliżu kościoła.
"Siedzieliśmy na podłodze, na posadzce, a mama przez cały czas patrzyła na tę drogę krzyżową. I muszę powiedzieć, że też musiało się wiele w jej sercu wtedy dziać, bo prawda jest taka, że do końca życia, już po wojnie, codziennie odprawiała drogę krzyżową" – wspominał ks. Kicman.
Dodał, że mama przycisnęła go do piersi i mówiła „zamknij oczy, nie będzie bolało". - Przez trzy godziny czekaliśmy na egzekucję – opowiadał.
Około dziewiątej wieczór hitlerowcy wpędzili ich do kościoła. "Prawdopodobnie tego dnia przestano masowo rozstrzeliwać. Bo taki podobno – później się dowiedziałem – był rozkaz, żeby tylko już selektywnie. A ci nie mieli szczęścia, rano byli rozstrzelani, jeszcze byli niesprzątnięci: – opowiadał kapłan w rozmowie z Archiwum Historii Mówionej.
Wedle wspomnień ks. Stanisława, stosy trupów wokół kościoła sięgały tamtego dnia trzech metrów wysokości. Wtedy też zamordowani zostali przez Niemców księża z miejscowej parafii.
Z kościoła rodzina i inni mieszkańcy Woli zostali przepędzeni na Dworzec Zachodni, a stamtąd zostali przetransportowani do Pruszkowa.
A później do obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen, następnie do obozu pracy w Hameln koło Hanoweru, gdzie działały zakłady przemysłowe i zbrojeniowe.
Roczny dostęp do treści rp.pl za pół ceny
Obóz został wyzwolony przez wojska amerykańskie w kwietniu 1945. Rodzina przebywała najpierw w amerykańskiej, potem w brytyjskiej strefie okupacyjnej. Do Warszawy wróciła dopiero w roku 1949 roku.
Po wojnie, w młodości Stanisław Kicman wstąpił do seminarium. Jednak po dwóch nauki stwierdził, że jednak nie chce być księdzem.
Dwa lata później w w chórze parafialnym poznał przyszłą żonę, Czesławę. Na ślubnym kobiercu stanęli w 1959 roku.
Rok później urodził się pierwszy syn, siedem lat później - drugi. "Od lat zaczynaliśmy z żoną każdy dzień jutrznią. A zawsze kończyliśmy go „Apelem Jasnogórskim" i choć czasem oglądaliśmy jakiś film lub czytaliśmy książki, nasze życie było przesiąknięte modlitwą" – wspominał Stanisław Kicman.
Był prezesem Akcji Katolickiej, członkiem Caritas i Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego, ukończył teologię i tak jak jego mama prowadził piątkowe nabożeństwa drogi krzyżowej. Później był również nadzwyczajnym szafarzem komunii świętej i katechetą, m.in. wśród więźniów i uzależnionych
Od 1959 roku pracował zawodowo m.in. jako kierownik klubu sportowego „Sarmata", w Lotniczych Zakładach Remontowych na Kole, w Zjednoczeniu Przemysłu Gazowniczego. Był radnym Woli, a potem także naczelnikiem dzielnicy Żoliborz.
Po śmierci żony w 2012 roku zdecydował się na ponowne wstąpienie do seminarium. Na przygotowanie do kapłaństwa zezwolił metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz w porozumieniu z rektorem Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie ks. Wojciechem Bartkowiczem.
Święcenia kapłańskie przyjął 14 grudnia 2013 roku, w kaplicy Domu Arcybiskupów Warszawskich.
Jego msza prymicyjna w kościele pod wezwaniem św. Wojciecha na warszawskiej Woli wzbudziła ogromne zainteresowanie, a to dla tego, że swoją posługę przy ołtarzu sprawował po raz pierwszy kapłan 76-letni.
Ostatnio był rezydentem w parafii pw. św. Szczepana w podwarszawskim Raszynie. Ks. Stanisław Kicman zmarł 16 kwietnia. Miał 83 lata.