W kwestionariuszu osobowym sprawy operacyjnej prowadzonej przeciwko kard. Wyszyńskiemu, o kryptonimie „Prorok", w rubryce zawód wpisano: „Prymas". Podobnie jak w wielu innych sprawach operacyjnych podstawowymi środkami wykorzystywanymi do zbierania informacji o inwigilowanym była sieć tajnych współpracowników oraz środki techniki operacyjnej. W efekcie każde słowo, zdanie czy gest ze strony kardynała miało trafiać, w formie raportu, na stół dyrektora IV Departamentu MSW.
Znano opinie prymasa o najważniejszych wydarzeniach w Polsce i na świecie, np. o wojnie arabsko-izraelskiej z 1967 r. czy o wejściu wojsk sowieckich i polskich do Czechosłowacji w sierpniu 1968 r. Rejestrowano wszystkie homilie i przemówienia prymasa, podążając za nim z ukrytymi mikrofonami. Wiedziano także o każdym liście wychodzącym z ul. Miodowej w Warszawie, siedziby prymasa, w końcu wiedziano, że po raz kolejny nie „przystąpił do głosowania".
Z roku na rok starano się pozyskiwać nową agenturę, typować kandydatów na TW, a także np. zakładać w kolejnych siedzibach prymasowskich w stolicy (budynek nuncjatury przy al. Szucha, a od 1953 r. pałac przy ul. Miodowej 17) podsłuchy pokojowe i telefoniczne.
Te standardowe środki podejmowane przez UB/SB służące pozyskiwaniu informacji narażały tak kapłanów, jak i świeckich współpracowników kardynała (poczynając od kierowców, a kończąc na osobistych sekretarzach) na ustawiczne molestowanie ze strony funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Niektórzy z nich, niestety, ulegli; przykładowo ks. Hieronim Goździewicz, ps. Henryk, długoletni sekretarz prymasa Polski. Kardynał w pewnym momencie poznał prawdę o uwikłaniu ks. Hieronima we współpracę z SB, wybaczył mu i pozostawił przy sobie. Zdezorientowana SB przez kilka lat nie rozumiała, dlaczego dawny kontakt się urwał.
Efektem zaniku tak bliskiej agentury było podjęcie próby pozyskania ks. Józefa Glempa jako TW. Co najmniej od końca lat 60. do połowy lat 70. bezskutecznie kapłana nękano.