Pojawiają się w życiu takie dawki stężonego cierpienia, w których ludzkie słowa są zbyt słabe, zbyt kruche, by wyrazić nasz ból i głębię naszych doznań. Taka sytuacja nastąpiła właśnie po tym jak zelektryzowała nas i poraziła wiadomość o katastrofie, gdzie zginęło tyle osób znanych, cenionych, inteligentnych, pełnych planów i inspirowanych dynamiką działania. I w tym doświadczeniu bólu, aby nie dać się zmiażdżyć i ogarnąć bezradności, z jednej strony naszą odpowiedzią jest modlitwa dla wierzących. Dla tych, którym trudniej zdobyć się na wspólnotę modlitwy, solidarne współbycie, przywoływanie tego, co piękne, szlachetne i trwałe w dziedzictwie drogich nam ofiar katastrofy pozostaje naszą godną wspólnej refleksji odpowiedzią. Po pierwsze zechciejmy zwrócić uwagę, że ich śmierć stanowiła cenę wiernej pamięci. Pamięci o Polakach rozstrzelanych w Katyniu, pamięci o dramatach historii, których czas nie może zatrzeć i to świadectwo przepłacone życiem zobowiązuje. Nie raz bowiem stajemy w życiowych sytuacjach gdy coś należałoby zrobić, ale zmęczenie działa tak obezwładniająco, że wycofujemy się, zachowujemy bierną postawę. Właśnie przypomnienie tych, którzy jechali, by podkreślić wagę historycznej pamięci, niech dla nas będzie w przyszłości inspiracją, by nie stosować uników, obojętności, nie akceptować zapomnienia.
Wspominając konkretne postacie tych, którzy zginęli podczas wypadku starajmy się zapamiętać w pamięci to, co najpiękniejsze w ich świadectwie. Wracam myślą do ubiegłego roku kiedy w kwietniowe dni przygotowywaliśmy rocznicę Unii Lubelskiej i wspólnie z Kancelarią Prezydenta czyniliśmy przygotowania do wręczenia doktoratów honoris causa prezydentom ościennych krajów i obok wielu osób zaangażowanych w to dzieło, obok otwarcia ze strony samego prezydenta Kaczyńskiego postacią, która tak wiele wnosiła, by szukać jedności był minister Mariusz Handzlik. Spotykałem się z nim wielokrotnie i wspominam z wielkim sentymentem jego zaangażowanie, kulturę, optymizm, poczucie więzi ze swoją także małą ojczyzną. Wspominam rozmowy z panią Marią Kaczyńską, w kontekście jej planowanych wizyt na KUL, w kontekście niesprawiedliwych ocen, które na pewnym etapie skierowano w jej stronę, za które przepraszałem i wyrażałem ubolewanie. Myślę o tej otwartości, poglądów i umiejętności dialogu, który pierwsza dama potrafiła okazywać w swojej roli nie starając się programowo błyszczeć, ale zostawiając jak najlepsze wrażenie mądrości i świadectwa prawdy. Z poczuciem wielkiej wdzięczności przywołuję postać ministra Władysława Stasiaka. Mówiłem o tym kilkakrotnie za jego życia podczas różnych dyskusji panelowych, ale pamiętam jego dojrzałą reakcję wtedy gdy jako szef MSWiA, był odpowiedzialny za sytuację wymagającą interwencji w Kazimierzu nad Wisłą w związku z buntem sióstr betanek, które odeszły z zakonu. I ta dojrzała, mądra, odpowiedzialna, refleksyjna i bardzo realistyczna postawa ministra Stasiaka była czymś, co dawałem jako przykład przedstawicielom administracji do naśladowania szacunku dla człowieka, połączonego z realizmem i z konkretem. Dziś, kiedy rozłączyła ich śmierć, w obliczu śmierci trzeba nam ukierunkować refleksję w stronę tych wartości, o których mówimy zbyt rzadko. Znacznie częściej w naszych mediach, w naszych polemikach, dyskusjach pojawia się słowo sukces niż słowo cierpienie, niż słowo śmierć. I wtedy horyzont może zostać zdominowany przez osoby, które nie znają pełnej prawdy o życiu, które nie potrafią wziąć pod uwagę tego, iż od doraźnych rozgrywek o wpływy czymś ważniejszym jest świadectwo kultury humanistycznej, odpowiedzialności politycznej, którego gdy braknie można życie uczynić nieludzkim.
Chciałbym, ażeby owocem tych dni i tego poczucia jedności, które nas obecnie zespala, była postawa szacunku dla człowieka. Żeby ta postawa utrzymywała się nie przez okres żałoby, przez siedem dni, ale żeby czymś trwale przenikając naszą świadomość pozwoliła nam stawiać zawsze wyżej godność konkretnej osoby ludzkiej niż sukces partii, interesy danej grupy, które tak szybko mogą okazać się nietrwałe i kruche. Tak szybko mogą prysnąć jak mydlana bańka. O tym, że nie jest to teoria wspomnę jeszcze jedną postać, z tych którzy tragicznie odeszli. Pana Andrzeja Przewoźnika. Podczas swoich wizyt na KUL, kiedy uczestniczył w dyskusjach i miał możliwość rozmowy ze mną zwierzał mi się jak bardzo boleśnie przeżył okres intryg, gdzie pewne środowiska chciały wykluczyć jego nominację. I wtedy postawiono mu niesprawiedliwe zarzuty, z których następnie uwolnił go sąd. Nie chcę mówić o tym jak cierpiał. W obliczu majestatu śmierci trzeba uszanować słowa i nie ranić już w obliczu tych, którzy odeszli. Ale właśnie z perspektywy śmierci kierowane niedawno przeciwko komuś kto uczciwie starał się spełniać swoje obowiązki są przerażającym świadectwem niedostatków polskiej demokracji. Przewagi czynnika taktyczno-strategicznego nad świadectwem uczciwości. I właśnie w obliczu tragedii, która poruszyła nas wszystkich trzeba nam podjąć refleksję nad ludzkim wymiarem polityki. Człowiek nie może być opłakiwany tylko wtedy kiedy przychodzą tragedie i rozbijają się samoloty. Człowiek winien być traktowany z szacunkiem w publikacjach, w artykułach, których nigdy interes partyjny sensacja czy pogoń za skandalem nie powinna przesłonić naszych bliźnich, którzy cierpią. Więc niech modlitewna wspólnota i humanitarna zaduma nad tym cierpieniem, które wspólnie dzielimy pozwoli nam wyprowadzić praktyczne wnioski, by ta sama jedność, by ta sama wspólnota wartości, łączyła nas w szarej, zwyczajnej polskiej codzienności, gdzie nigdy interes partyjny czy ekspresowy sukces nie powinny przesłaniać ludzkiego cierpienia, ludzkiej godności. Dopiero przy takim podejściu będziemy mogli ze spokojnym sumieniem powtarzać w kolejnych mszach świętych: "Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie". W tej perspektywie Jezusowego zmartwychwstania ból rozłąki z bliskimi nie przestaje być bólem, ale uzyskuje szansę na usensownienie. Sens może okazać się owocem tego podejścia, w którym humanizm ukazany przez Jana Pawła II w jego pierwszej encyklice jest naszym podstawowym obowiązkiem. A groby żegnanych, którzy odeszli na szlaku świadectwa dramatów polskich dziejów zobowiązują do stylu, w którym pewne bolesne efekty muszą zniknąć z polskiej codzienności.