Myślę, że to się odbywa na zasadzie wzajemności. Otrzymuję informację zwrotną na tym poziomie, na jakim ja im się oddaję. Staram się mówić do ludzi nie w języku teologii, którego się nauczyłem na studiach, a który jest kompletnie niezrozumiały dla innych. Pan Bóg dał mi odwagę nie streszczać wykładów, przeczytanych książek, tylko mówić o swoim doświadczeniu Pana Boga, o spotkaniu z Nim. I o tym mówię do ludzi. I to mnie najbardziej interesuje. Na przykład w związku z moim jubileuszem odbyłem spowiedź z całego życia, uważając, że pewne etapy trzeba zamykać i z nowym impetem iść do przodu.
Co z tego rachunku wynika? Co w ciągu 60 lat było najważniejsze?
To, że żyję w zawierzeniu Chrystusowi i Matce Najświętszej. To jest permanentnie ponawianym aktem mojego życia. I dlatego powstała Lednica jako wybór Chrystusa, a nie jakieś tańce i śpiewy, chociaż i one tam są.
Ale kiedyś nie chciał być ojciec duszpasterzem akademickim.
To były czasy PRL, kiedy miałem inaczej ustawione ideały. Wstąpiłem do zakonu z myślą, że będę służyć Bogu inteligencją, wiedzą naukową. Uważałem, że do duszpasterstwa idą – przepraszam za sformułowanie – odpady, nieudacznicy życiowi. I nagle prowincjał przerwał mój doktorat w Warszawie i wysłał do Poznania. Posłuszeństwo w zakonie stało się podstawą przesunięcia horyzontów w wierze. Zobaczyłem młodzież, która urodziła mnie do ojcostwa. Do zwycięstwa nad własnym ja, nad sobą, aby być dla innych.
Jakie plany na przyszłość?