W swojej najnowszej książce „Kres i początek", która jest dokończeniem bestssellerowej biografii Jana Pawła II „Świadek nadziei", zbiera pan również krytyczne głosy o pontyfikacie, które dotyczą m.in. decyzji personalnych, braku egzekwowania dyscypliny liturgicznej, późnej reakcji na skandale seksualne w USA... Co było największą słabością tego pontyfikatu?
Proszę zauważyć, że nikt się nie zastanawia, czy np. Pius XI dokonywał dobrych czy złych nominacji na biskupów. Miarą dobrej administracji jest stawianie sobie wielkich celów i ich osiąganie. I w tym sensie Jan Paweł II był dobrym administratorem.
Pana też interesują wielkie procesy i cele papieskie, ale i wśród nich dostrzega pan takie, które były nierealne do osiągnięcia.
Myślę, że papież naprawdę wierzył, że odbudowywanie mostu pomiędzy Kościołem wschodnim i zachodnim, między Rzymem a Konstantynopolem, który został zburzony w 1054 roku, może być zakończone przed upływem drugiego tysiąclecia. Wierzył, że katolicy i prawosławni będą mogli razem wejść w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa. To, iż nie udało się doprowadzić do zjednoczenia Kościoła, było dla papieża ciężkim doświadczeniem. W 1979 roku mówił na spotkaniu z patriarchą ekumenicznym Konstantynopola Dimitriosem I, że ma nadzieję, iż już niedługo będą mogli koncelebrować eucharystię. Papież nie ocenił właściwie, jak w ciągu tego tysiąclecia, jaki upłynął od 1054 roku, wiele się zmieniło i w jakim stopniu. Jak zdanie: „Ja nie jestem więcej w łączności z biskupem Rzymu" weszło w podstawową tożsamość prawosławia. To było ze strony papieża błędne odczytanie możliwości, jakie istniały. Zamiar był bardzo szlachetny, ale historia nie była jeszcze przygotowana, by wcielić go w życie. I nadal nie jest na to gotowa.
Wrócę jednak do sprawy, którą część osób podnosiła w czasie procesu beatyfikacyjnego, a mianowicie, że papież zbyt późno zareagował na nadużycia seksualne duchownych w USA, co miałoby oznaczać, że był wobec tych księży pobłażliwy. Jak było w istocie?
W 2002 roku, bo wtedy wybuchnął skandal, papież, który chorował, nie był już o wszystkim informowany na bieżąco. Tymczasem spirala zdarzeń się nakręcała i wymykała spod kontroli. To, o czym Jan Paweł II dowiedział się w kwietniu, powinien wiedzieć w styczniu. W momencie, kiedy ta luka została domknięta, podjął decyzję. Świat, w którym żyjemy, oczekuje natychmiastowej reakcji, dlatego powstało wrażenie, że papież nie zwraca uwagi na to, co się dzieje w sprawie nadużyć seksualnych księży w USA. A to, iż papież nie dowiedział się o sprawie wtedy, kiedy powinien wiedzieć, było wynikiem działań głównie nuncjatury w Waszyngtonie.