133,1 mln zł wyniosły w ubiegłym roku opłacane z Funduszu Kościelnego wydatki na składki emerytalne i zdrowotne duchowieństwa. Taka liczba znalazła się w sprawozdaniu NIK z wykonania budżetu. To rekord, bo jeszcze kilka lat temu na pokrycie składek osób duchownych wystarczało ok. 90 mln zł. W 2012 r. potrzeby wzrosły do 96,5 mln zł, a w 2013 r. – 118,2 mln.
Wysoki poziom Funduszu Kościelnego niepokoi lewicę, która domaga się jego likwidacji. Choć pracował też nad tym rząd, rozmowy stanęły w miejscu.
Skąd wziął się fundusz? W 1950 r. komunistyczne państwo odebrało Kościołowi mienie tzw. ustawą o przejęciu dóbr martwej ręki. Fundusz powołało w ramach rekompensaty. Pierwotnie służył głównie konserwacji i budowie świątyń, a obecnie rząd finansuje z niego wyłącznie składki zdrowotne i emerytalne.
Dlaczego ostatnio fundusz rośnie? – Jest wiele przyczyn, m.in. podniesienie przez rząd płacy minimalnej, która służy do obliczenia wysokości składek. To sprawy niezależne do Kościoła – podkreśla metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz.
Tuż po wyborach w 2011 r. ówczesny premier Donald Tusk zapowiedział zastąpienie funduszu dobrowolnym odpisem podatkowym podobnym do tego, który zasila organizacje pożytku publicznego. Rząd zaproponował jego wysokość na poziomie 0,3 proc., biskupi chcieli 1 proc. Po długich negocjacjach udało się dojść do kompromisowego rozwiązania, a odpis miał wynieść 0,5 proc.