Wielu klientów przy kasie nie zabiera grosza czy dwóch, ale sprzedawcy muszą je przyjmować. Dla niektórych to duży kłopot, a nawet wydatek. Czy jest więc sens utrzymywania monet jedno- i dwugroszowych – bo z nimi jest najwięcej problemów?
[srodtytul]Kioskarka zasypana bilonem[/srodtytul]
– Maria J., kioskarka z Krakowa, ma z bilonem problemy codziennie. Inkasuje tych najmniejszych monet (pięciogroszowa dla niej jest już duża) na ok. 50 – 70 zł dziennie, a czasem jeszcze więcej. Na szczęście nie musi ich ręcznie liczyć, za to się nadźwiga. Może w tym rejonie mieszkają nieco biedniejsi klienci, ale masowo płacą właśnie bilonem. Bank za wymianę pobiera opłatę w wysokości 2,5 proc. – nie mniej niż 5 zł. Mąż (na emeryturze) stara się upłynniać jakoś ten bilion, ale okoliczne supermarkety zaprzestały przyjmowania woreczków z bilonem, bo same mają ich dużo więcej w piwnicach.
Supermarkety najwyraźniej mogą sobie na to pozwolić.
– W sklepach sieci Carrefour drobne monety (np. 1 grosz, 2 grosze) są od razu zagospodarowywane. Bilonu nie wysyłamy do banku, ale przechowujemy do bieżącego wykorzystania. Kiedy tylko pojawia się taka potrzeba, każdy z pracowników kas ma do niego dostęp. Gdy sklep ma niewystarczającą ilość bilonu, istnieje możliwość zamówienia go w banku – powiedziała „Rz” Maria Cieślikowska, dyrektor ds. PR i Komunikacji Zewnętrznej Carrefour Polska.