Tak wynika ze sprawy jednego z małżeństw, które starało się o kredyt mieszkaniowy. Bank, do którego złożyli wniosek z wszystkimi wymaganymi dokumentami, odmówił im kredytowania. Rozżaleni poniesionymi wydatkami (ok. 2800 zł na różne wymagane przez bank dokumenty), wnieśli sprawę do arbitra bankowego.
To specjalna funkcja przy Związku Banków Polskich zajmująca się polubownym załatwianiem konfliktów między bankami a ich klientami.
Czy bank mógł podjąć negatywną decyzję kredytową, a jednocześnie obciążyć zainteresowanych kosztami zgromadzenia dokumentów? Okazuje się, że tak. Bank nie może bowiem udzielić kredytu osobie, która nie ma zdolności do jego spłaty (wraz z odsetkami). Taki wymóg wynika z art. 70 ust. 1 prawa bankowego (DzU z 2002 r. nr 72, poz. 665 ze zm.).
Co więcej, zgodnie z art. 75 także gdy kredyt jest już udzielony, bank musi mieć kontrolę nad zdolnością kredytową klienta. Gdy ona się zmieni albo klient w ogóle ją utraci, bank może nie tylko obniżyć kwotę kredytu, ale nawet wypowiedzieć umowę kredytową. Termin wypowiedzenia – jeśli w umowie tego nie sprecyzowano – wynosi 30 dni, a gdy kredytobiorcy grozi upadłość – 7 dni.
Dlatego bank bada stan majątkowy zainteresowanego, a także bieżącą i przyszłą efektywność gospodarowania majątkiem, która zagwarantuje terminowe spłaty. Analizuje nie coś abstrakcyjnego, ale konkretną osobę i określony stan faktyczny. Zdolność ta wyraża charakterystykę kredytobiorcy wobec oceny banku, który ma w tym wyłączność i całkowitą swobodę – czytamy w uzasadnieniu arbitra Katarzyny Marczyńskiej.