W Warszawie pasażerowie autobusów, tramwajów i metra mają problem z kartami miejskimi. Ścierają się bowiem paski, na których powinni się oni podpisać i umieścić numer dowodu tożsamości. Tymczasem bilet z nieczytelnym podpisem jest uznawany za nieważny. Jego posiadacz jest traktowany tak samo jak gapowicz. Gdy złoży reklamację i chciałby, aby mu anulować naliczoną karę, to nie ma na to szans, bo wyraźnie zakazuje tego regulamin.
[srodtytul]Podpis nieczytelny[/srodtytul]
Kontroler z powodu startego napisu zatrzymał naszą czytelniczkę, panią Ewę D. (prosi, aby nie podawać jej pełnych danych). – Podpis był lekko starty i przez to mało czytelny i dlatego kontrolerzy uznali, że bilet jest nieważny. Pani Ewa protestowała. – To nie moja wina, że napis się zatarł, bo karta w tym miejscu pokryta jest substancją, na której można pisać, ale ona schodzi przy dłuższym używaniu karty – tłumaczy nasza czytelniczka. – Uważam, że kontrolerzy powinni mi dać się podpisać jeszcze raz – tłumaczy pani Ewa. – Dlaczego, chociaż zapłaciłam za bilet, jestem traktowana, jakbym wyłudzała darmowy przejazd. Moja sytuacja jest gorsza nawet od sytuacji tłumaczących, że zapomnieli biletu na okaziciela, a całymi rodzinami jeżdżących na jednej przekazywanej sobie karcie miejskiej – żali się czytelniczka.
Jednak regulamin świadczenia usług przewozowych i taryfa przewozowa zawierają postanowienia, że bilet okresowy imienny jest nieważny, gdy po wpisaniu imienia, nazwiska i numeru dokumentu ze zdjęciem użytkownika, dane te zostały w jakikolwiek sposób poprawione, zmienione, usunięte lub niezgodne z dokumentem.
Igor Krajnow, rzecznik stołecznego Zarządu Transportu Miejskiego, potwierdza, że starcie napisu oznacza, iż pasażer ma kłopot. – Taki imienny bilet okresowy jest wtedy nieważny – podkreśla Krajnow i radzi pasażerom, aby wyrabiali sobie karty ze zdjęciem. – Od czerwca ubiegłego roku istnieje już taka możliwość, wtedy nie ma wątpliwości co do tożsamości kontrolowanego pasażera – zaznacza.