Nowe zasady ma wprowadzić nowelizacja [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=ECEF3C53FC4F4EF64CB8393391C4BD1F?id=115791]prawa przewozowego[/link], którą przygotowało Rządowe Centrum Legislacji.
Z planowanego nowego brzmienia art. 62 wynika, że przewoźnik odpowie za szkodę, jaką poniósł podróżny z powodu przedwczesnego odjazdu, opóźnionego dojazdu albo odwołania regularnego połączenia. [b]Nie wystarczy jednak sam fakt, że doszło np. do opóźnienia, musi z niego wynikać szkoda dla pasażera.[/b] Przewoźnik nie odpowiadałby, gdyby była w tym wyłączna wina podróżującego lub osoby, za którą firma nie ponosi odpowiedzialności, a także siły wyższej. Wystarczyłoby też, żeby poinformował o opóźnieniu pasażera przed kupnem biletu. Wtedy on decyduje, czy jedzie na własne ryzyko.
Projekt wprowadza też zasadę, że brak odpowiedzi na reklamację oznacza jej uwzględnienie. Ponadto dochodzenie roszczeń w sądzie z powodu braku (albo nienależytego) wykonania zobowiązania przez przewoźnika będzie co prawda możliwe, ale dopiero po bezskutecznym wezwaniu do polubownego zakończenia sporu. Gdy przewoźnik nie odpowie na propozycję konsumenta, to nowe przepisy przyjmą zasadę, że się na nią godzi.
[srodtytul]Dotąd było trudno[/srodtytul]
Projektowane przepisy to skutek [b]wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2 grudnia 2008 r. (sygn. SK 37/07)[/b]. Sędziowie stwierdzili wtedy, że nie można nadmiernie ograniczać odpowiedzialności przewoźników. Wcześniej bowiem w prawie przewozowym było zastrzeżenie, że za spóźnienie bądź odwołanie kursu odpowiadają oni jedynie wtedy, gdy szkoda powstała z ich winy umyślnej lub rażącego niedbalstwa. Dotąd nie było łatwo wywalczyć odszkodowanie. Jednym z utrudnień była długotrwała procedura.