Władimir Putin wprowadził w środę stan wojenny w częściowo okupowanych i anektowanych ukraińskich obwodach: chersońskim, zaporoskim, donieckim i ługańskim. Zgodnie z rozporządzeniem prezydenta powstać tam mają oddziały obrony terytorialnej, a to oznacza, że rozpocznie się mobilizacja lokalnej ludności. Jeśli doszłoby do tego, Rosja po raz kolejny pogwałciłaby konwencję genewską.
Czytaj więcej
Prezydent Putin wprowadził na terenach okupowanych stan wojenny, a w całej Rosji różne rodzaje „gotowości” i „reagowania”. Nie wiadomo tylko po co.
W świetle rosyjskiego prawa wprowadzenie stanu wojennego wiąże się z ograniczeniem przemieszczenia się mieszkańców oraz godziną policyjną. Lokalne firmy będą pracować na potrzeby rosyjskiego resortu obrony. Wojsko może też zajmować prywatne mienie, co już jest powszechną praktyką na okupowanych terytoriach. Wprowadzona też jest cenzura wojenna, która obowiązuje w Rosji od początku inwazji – 24 lutego. Osobom zmobilizowanym Putin polecił wypłacać 195 tys. rubli miesięcznie (równowartość 15,4 tys. złotych).
Urzędnicy na baczność
Kolejne rozporządzenie Putina dotyczy okupowanego Krymu, Kraju Krasnodarskiego oraz obwodów biełgorodzkiego, briańskiego, woroneskiego, kurskiego i rostowskiego. Wprowadził tam stan „średniego poziomu reagowania”. W regionach tych znacząco zwiększono uprawnienia władz lokalnych. Mają zająć się m.in. „prowadzeniem działań mobilizacyjnych w gospodarce” i odpowiadać na „potrzeby sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej”. W praktyce będzie to oznaczało, że władze będą mogły ingerować w działalność prywatnych przedsiębiorstw, jeżeli ich produkcją lub usługami jest zainteresowany resort obrony. Właściciele takich firm nie będą mogli odmówić współpracy z armią.
Czytaj więcej
„Zdobycie Chersonia przez ukraińskich żołnierzy to – miejmy nadzieję – kwestia kilku dni. Choć przełomem w wojnie nie będzie, stanie się to symbolem słabości rosyjskiego prezydenta. Tego, że jest do pokonania” – mówi Andrzej Łomanowski w rozmowie z Cezarym Szymankiem.