Reklama

Przedwczesny triumf najeźdźców. Rosjanie znów utknęli

Rosyjska armia posuwa się do przodu, zdobywając ostatnie wolne miejscowości obwodu ługańskiego. Ale w niczym nie przybliża to zwycięskiego dla Kremla końca wojny.

Publikacja: 26.06.2022 21:00

Z kontrolowanym już przez Rosjan Siewierodonieckiem graniczy przez rzekę Doniec Lisiczańsk

Z kontrolowanym już przez Rosjan Siewierodonieckiem graniczy przez rzekę Doniec Lisiczańsk

Foto: Anatolii Stepanov/AFP

– Możliwe, że będziemy musieli cofnąć się z przednich pozycji w Lisiczańsku, by uniknąć okrążenia – podsumował ostatnie wydarzenia szef ukraińskiej administracji obwodu Serhij Hajdaj.

Wschodni brzeg rzeki Doniec – bliźniacze miasto Siewierodonieck i kilka wiosek na południe od niego – Ukraińcy w sposób zorganizowany i dyskretny opuścili pod koniec tygodnia. Rosyjska armia zorientowała się w tym dopiero po jednym dniu i zaczęła zajmować je, cały czas ostrzeliwując puste miejscowości z artylerii.

Mija trzeci miesiąc ogłoszonej przez Kreml „drugiej fazy operacji”, a jego zdobycze są niewielkie

Po dziesięciu tygodniach walk Ukraińcy oddali Siewierodonieck, gdyż ich front załamał się 15 kilometrów od Lisiczańska, w stepach na południe od tej miejscowości, grożąc okrążeniem obrońców obu miast. Rosyjska armia omal nie zamknęła Ukraińców w kotle w okolicach miejscowości Zołote i Hirśke. Kremlowska propaganda początkowo twierdziła, że było tam ok. 20 tys. obrońców, później – 5–8 tys. Zachodni eksperci oceniali liczbę broniących się ukraińskich żołnierzy jedynie na ok. 1,5 tys., ale podkreślają, że „z powodu dość chaotycznego odwrotu Rosjanie wzięli jeńców i zdobyli dużo sprzętu”.

– Utrzymanie przez nas Siewierodoniecka bardzo mocno wyczerpało przeciwnika. Zadaliśmy solidne straty rosyjskiej armii. Nie bez powodu Rosjanie teraz próbują lobbować na całym świecie rozpoczęcie rozmów pokojowych – uważa ukraiński ekspert Ołeh Żdanow.

Reklama
Reklama

Ukraińska armia poniosła z kolei straty w Zołotym, tyle że Rosjanom nic to nie dało. Po zajęciu obu miejscowości znów utknęli.

Najeźdźcom udało się zahamować działania ukraińskich dronów, nawet Bayraktarów

Mija trzeci miesiąc ogłoszonej przez Kreml „drugiej fazy operacji”, a jego zdobycze są niewielkie. – Rosyjskie dowództwo wybrało konserwatywną strategię „rozdrabiania”, czyli rozbicia ukraińskiej armii w serii niedużych operacji (które rosyjska mogłaby wytrzymać), by wyczerpać ją i zdezorganizować – uważa jeden z niewielu pozostałych rosyjskich, niezależnych ekspertów, jednak występujący anonimowo.

Ataki posuwają się dzięki miażdżącej przewadze Rosjan w artylerii, zasypującej wszystko przed sobą tysiącami pocisków. – Ich skradające się posuwanie prawie w całości zależy od użycia ogromu amunicji, głównie artyleryjskiej. Jest ona wystrzeliwana w ilościach, których prawie żadna armia na świecie nie jest w stanie długo wytrzymać – wyjaśniał jeden z zachodnich urzędników, dlaczego wydaje się, że natarcie utknie. Możliwe, że „wkrótce wyczerpią się jej możliwości i będzie musiała wstrzymać tę młóckę”. Jednak w poprzednich miesiącach zachodni eksperci prorokowali, że Kremlowi zabraknie rakiet i pocisków kierowanych do ostrzału ukraińskich miast. Tymczasem trwają one cały czas. Wydaje się więc, że nikt nie wie, jakimi zasobami dysponuje rosyjska armia.

– Dostarczać szybciej, więcej broni, więcej amunicji, lepszą broń – wzywa zachodnich przywódców były ambasador USA w Moskwie, Michael McFaul.

Ale w ostatnich dniach najeźdźcom, którzy skupili w Donbasie broń przeciwlotniczą, udało się zahamować działania ukraińskich dronów, nawet Bayraktarów. Zmniejszyła się liczba ich ataków, jak i lotów zwiadowczych. A bez tych ostatnich niedawno dostarczona, zachodnia precyzyjna broń jest bezużyteczna.

Reklama
Reklama

W tej sytuacji sztab generalny w Kijowie po raz kolejny zwrócił się do mieszkańców okupowanych terenów o przekazywanie informacji o miejscach postoju rosyjskich wojsk. Jak się zdaje, Ukraińcy odpowiedzieli na wezwanie, bowiem ich artylerzyści – z pomocą amerykańskich wyrzutni rakietowych HIMARS – zniszczyli dwa punkty dowodzenia jednej z rosyjskich armii w pobliżu Iziumu. – Niepokojące wieści z frontu. (…) Wraz z pojawieniem się zachodnich systemów artyleryjskich wszystko się zmieniło. Celność bardzo wzrosła – denerwował się rosyjski korespondent wojenny Aleksandr Charczenko.

Możliwe też, że ostrzał był przywitaniem rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu, który w piątym miesiącu wojny po raz pierwszy pojawił się na linii frontu, by wręczać ordery.

Czytaj więcej

Szojgu wręczył ordery "odważnym i bezinteresownym"

Przy tej okazji eksperci przypomnieli sobie, że tak naprawdę obecnie nie wiadomo, kto dowodzi rosyjskimi wojskami inwazyjnymi. Znane są nazwiska dowódców poszczególnych odcinków (choć często oni się zmieniają). Ale ich przełożonego ustalano dopiero na podstawie tego, kto jak blisko ministra Szojgu znajdował się w czasie jego wizyty na froncie. Wydaje się, że najważniejszym jest generał Giennadij Żidko, główny politruk rosyjskiej armii.

Konflikty zbrojne
Dlaczego Europa potrzebuje czasu, jaki daje jej wojna w Ukrainie?
Konflikty zbrojne
Pięć godzin Steve'a Witkoffa na Kremlu. Co wiemy o rozmowach z Władimirem Putinem?
Konflikty zbrojne
Córka prezydenta RPA szukała żołnierzy dla Putina. Nie wiedzieli, że jadą na wojnę?
Konflikty zbrojne
Koniec rozmów USA-Rosja. Doradca Putina: Ani trochę bliżej zakończenia wojny
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Konflikty zbrojne
Iwan Krastew: Dla Donalda Trumpa Wenezuela jest ważniejsza od Ukrainy
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama