Żukowski: Było miło, ale tylko raz

Wracamy tam, skąd przyszliśmy. W Pjongczangu okazało się, że triumf z Soczi (sześć medali, w tym cztery złote) był nie do powtórzenia.

Publikacja: 07.06.2021 00:01

Żukowski: Było miło, ale tylko raz

Foto: AFP

W zimowych igrzyskach do roku 2002, czyli do czasów Adama Małysza, Polska zdobyła tylko cztery medale i nikt na zimowe sukcesy nie liczył.

Dopiero Małysz, a po nim Justyna Kowalczyk i Kamil Stoch zmienili nasze spojrzenie na sportową zimę. Chyba żaden z kibiców, którzy pamiętają 30-letnią suszę między złotem Wojciecha Fortuny (1972) a medalami Małysza w Salt Lake City (2002) nie przypuszczał, że doczeka czasów, gdy zimą zdobędziemy w igrzyskach więcej złotych medali niż latem. A tak się stało w Soczi, gdy porównamy to z dokonaniami z Londynu i Rio. Było miło, ale tylko raz.

Do Pjongczangu pojechała najliczniejsza polska ekipa na zimowe igrzyska, wystartowała i wraca. Poza skocznią nadzwyczajnych emocji nie przeżyliśmy, radość z miejsc w drugiej dziesiątce, mocno suflowana nam przez TVP, jest uzasadniona, gdy chodzi o młodzież, olimpijskich debiutantów, natomiast w przypadku doświadczonych biatlonistów czy łyżwiarzy szybkich wygląda na dość naiwną propagandę sukcesu.

W tych dwóch sportach, potencjalnie medalodajnych, przekonaliśmy się, że cztery lata, które minęły od Soczi, poszły na marne. Mało tego, zawodnicy mówili głównie o błędach, nieporozumieniach z trenerami w trakcie przygotowań i swoim żalu. To nie były dla nas udane igrzyska i warto z tego wyciągnąć wnioski, by za cztery lata zima znów była trochę bardziej nasza.

Pjongczang to pierwsza z wielkich imprez, które w najbliższych latach odbędą się w Azji. Za rok lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Dausze i pływackie w Korei Południowej, za dwa lata letnie igrzyska w Tokio, za cztery zimowe w Pekinie i piłkarski mundial w Katarze. Światowy sport przenosi się do Azji, co oznacza tylko jedno: tam są pieniądze i polityczna wola. Dla bogatego Zachodu organizacja igrzysk czy mundiali przestała być przywilejem, o który warto walczyć. Być może Paryż (letnie igrzyska 2024) przełamie tę niechęć. Francuskie władze wykazują od lat wielki olimpijski entuzjazm, choć nawet one nie zapytały o zdanie mieszkańców stolicy, pamiętając o tym, że wszyscy, którzy się na to zdecydowali, otrzymali od obywateli odpowiedź odmowną.

Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądał sport, gdy za sześć lat igrzyska wrócą do Europy. Wiara w skuteczność walki z dopingiem maleje z roku na rok, walczyć trzeba, ale w tym tunelu wciąż widać ciemność.

Jedno pozostaje niezmienne: igrzyska są wspaniałym telewizyjnym spektaklem i to jest gwarancja zysków dla MKOl i atrakcji dla nas. Kto miał nadzieję, że olimpizm to coś więcej, stracił ją już dawno i raczej bezpowrotnie.

W zimowych igrzyskach do roku 2002, czyli do czasów Adama Małysza, Polska zdobyła tylko cztery medale i nikt na zimowe sukcesy nie liczył.

Dopiero Małysz, a po nim Justyna Kowalczyk i Kamil Stoch zmienili nasze spojrzenie na sportową zimę. Chyba żaden z kibiców, którzy pamiętają 30-letnią suszę między złotem Wojciecha Fortuny (1972) a medalami Małysza w Salt Lake City (2002) nie przypuszczał, że doczeka czasów, gdy zimą zdobędziemy w igrzyskach więcej złotych medali niż latem. A tak się stało w Soczi, gdy porównamy to z dokonaniami z Londynu i Rio. Było miło, ale tylko raz.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Michał Kolanko: „Zderzaki” paradygmatem polityki szefa PO, czyli europejska roszada Donalda Tuska
Komentarze
Izabela Kacprzak: Premier, Kaszub, zrozumiał Ślązaków
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Hołownia krytykuje Tuska za ministrów na listach do PE?
Komentarze
Estera Flieger: Uśmiechnięty CPK imienia Olgi Tokarczuk
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego