Etiopia to kluczowy kraj w tym regionie Afryki, z którego dostajemy zazwyczaj przerażające wiadomości, o wojnach, zamachach, rzeziach, prześladowaniach opozycji i mniejszości. Kraj sam wiele lat wplątany w konflikty zbrojne (z sąsiednią Erytreą, która kiedyś była częścią Etiopii) i z więzieniami pełnymi więźniów politycznych. Premier Abiy Ahmed to zmienił na skalę rzadko spotykaną.
Dzięki nagrodzie osiągnięty zostanie ważny cel. Wreszcie więcej będzie się mówiło o Etiopii, jej sąsiadach, może całej Afryce. Zazwyczaj informacje na ten temat giną w potoku krajowych i dotyczących bliskiego nam Zachodu. Co my wiemy o Afryce? Głównie to, że płyną stamtąd imigranci - na przykład właśnie z Erytrei.
Działania etiopskiego premiera służą także Europie. Im mniej konfliktów w Afryce, im mniej prześladowań, im więcej szans na normalną pracę, edukację i spokojne życie tam, tym mniejszym problemem będzie niekontrolowany napływ przybyszów. Abiy Ahmed Ali realizuje to, co głoszą coraz częściej europejscy politycy: stwarza warunki do pozostania na miejscu. A Zachód powinien takich przywódców jak on wspierać. Kibicuje im w tym Komitet Noblowski. Etiopia mimo gigantycznego wzrostu ekonomicznego (w czasie dekady gospodarka urosła tam mniej więcej trzykrotnie) jest nadal krajem biednych ludzi.
Doceniam to, że przynajmniej w kategorii pokojowej Nobel nie jest tak zachodni. Świat to coraz mniej Zachód, a coraz bardziej także Afryka.
Przyznam, że życzyłem nagrody Aleksisowi Ciprasowi i Zoranowi Zaewowi. Wbrew sporej części swoich społeczeństw - greckiego i macedońskiego, wbrew wielu wpływowym politykom zakończyli najdłuższy spór w Europie - o nazwę państwa ze stolicą w Skopje. Teraz nazywa się Macedonia Północna i szybko się do tego przyzwyczajamy (piłkarska reprezentacja kraju o tej nazwie pojawi się w niedzielę w Warszawie, by przetestować naszą kadrę). Spory o nazwę, o historię, zwłaszcza na Bałkanach, są zażarte i przeradzają się w coś czego przeciwieństwem jest to, co w nazwie nagrody - pokój.