Głównym celem wyborczych debat wcale nie jest ich wygranie, ale próba sprowokowania przeciwnika, by on przegrał. Ale w kampanii przed drugą turą do prawdziwej debaty nie doszło. Rafał Trzaskowski nie wpadł w pułapkę, którą zastawił na niego sztab Andrzeja Dudy w Końskich. Była to decyzja ryzykowna, ale zapewne sztabowcy Trzaskowskiego uznali, że więcej na grze na warunkach TVP może tylko stracić. Z tego samego powodu Duda nie zgodził się na normalną debatę z udziałem kilku mediów. Tylko telewizji publicznej mógł być pewny, więc wolał nie ryzykować starcia na niepewnym gruncie.
Zobacz także: Ostatni sondaż przed ciszą wyborczą: Duda 50,31 proc., Trzaskowski 49,69 proc.
Dlatego oba sztaby robiły co mogły by sprowokować przeciwnika. Sztab Dudy uznał, że najsłabszym punktem Trzaskowskiego jest coś co nazwali „planem Rabieja” czyli wprowadzenie małżeństw jednopłciowych z prawem do adopcji. Drugą piętą achillesową Trzaskowskiego miało być obciążenie Platformą Obywatelską a przede wszystkim Donaldem Tuskiem.
Prezydent Warszawy jednak nie dał się w tę pupłapkę złapać. Nie bronił warszawskiej karty LGBT i ogłosił, że jest przeciwnikiem homomałżeństw i adopcji przez nie dzieci. Do tego odciął się kilkakrotnie od Donalda Tuska, twierdząc, że jego już w polskiej polityce nie ma, więc czas skończyć z wojną Tusk Kaczyński.
Tu zaś dochodzimy do strategii sztabu Trzaskowskiego. Jego przekaz był taki: PiS tylko dzieli, za Dudą stoi Kaczyński, a czas już prezesa PiS odesłać na polityczną emeryturę. Sztab Platformy usiłował przekonać, że to nie będą wybory między obozem PiS, a obozem PO, ani między Trzaskowskim a Dudą, ale wybory dotyczące tego, czy nie czas już zakończyć toksyczny spór podsycany przez Jarosława Kaczyńskiego. W opublikowanym wczoraj w „Rzeczpospolitej” wywiadzie Trzaskowski mówił: „polskiej polityce nie ma już Donalda Tuska i mówię też, że może czas by na emeryturę odszedł Jarosław Kaczyński, bo jego kompleksy i zacietrzewienie są źródłem wielu dzisiejszych problemów.”