Ale to właśnie od wyborów samorządowych PSL zostało nobilitowane, przestało mieć wizerunek partii, której przedstawicielom wychodzi słoma z butów. W sejmikach wojewódzkich nawiązało współpracę z PO. Politycy Platformy otwarcie mówili, że ludowcy są ich upragnionym koalicjantem. I nie szczędzili prezesowi Pawlakowi pochwał. Mówili, jak się politycznie rozwinął i że stał się wybitnym politykiem. Pawlak rzeczywiście zmienił się in plus. Stał się otwarty na Unię Europejską A dla Platformy wygodny jako partner także do rządowej koalicji — do której będzie musiało dojść, jeśli potwierdzą się wczorajsze wyniki sondaży. Ludowcy to potęga — są silni w terenie, w każdym powiecie mają biura i 140 tys. członków.
Nawet w okresie największej ekspansji Samoobrony zachowali wpływy w gminach wiejskich. To oni mają najwięcej wójtów. Jednak w tegorocznej kampanii tych atutów nie potrafili wykorzystać. Skoncentrowali się na centralnej kampanii w mediach. Nie było lokalnych wieców ani wyborczych zebrań. Nawet jeśli przychodziłoby na nie mało ludzi, to i tak byłoby warto ich pozyskać. Bo sympatycy PSL, jeśli głosują, to całymi rodzinami. Przekonany na zebraniu mógł przekonać kilka innych osób. Tym bardziej że było co potencjalnym zwolennikom tłumaczyć.
Dla wielu rolników jednak alians PSL z PO podobnie jak był w kampanii, tak i przy tworzeniu rządu będzie niezrozumiały. Bo PO nadal ma dla nich twarz zagorzałego liberała Leszka Balcerowicza. Lokalni działacze nie wyjaśnili, że obie partie nie są wobec siebie konkurencyjne, Platforma jest silna w wielkich miastach i wśród młodych, PSL na wsi i na małomiasteczkowej prowincji. I jako partia, która współpracuje z silną PO, może pomóc i zwykłym rolnikom, i wiejskim przedsiębiorcom, których jest coraz więcej. Przez pierwszy rok ostatniej kadencji Sejmu, do wyborów lokalnych, o Stronnictwie nikt właściwie nie mówił. Tak jakby partia Pawlaka nie istniała.
Ludowcy przez lata mieli opinię partii obrotowej, takiej, która może współdziałać z każdym, jeśli tylko będzie z tego miała jakieś profity. Jednak PSL do rządu PiS nie weszło. W nieoficjalnych rozmowach politycy tej partii mówili, że propozycje budowania wspólnej koalicji były mało poważne. Dla Jarosława Kaczyńskiego cenniejszym koalicjantem była Samoobrona mająca dwukrotnie więcej posłów. Tę ciszę wokół PSL Pawlak wykorzystał zarówno w kampanii samorządowej, jak i – choć w mniejszym stopniu – w parlamentarnej, umiejętnie. Przedstawiał swoją partię jako spokojnie stojącą z boku i niemieszającą się do politycznych awantur. Normalną. Ale było to za mało, aby przejąć na wsi większość wyborców Samoobrony (tu skuteczniejsze okazało się PiS), i „poszerzyć” się na prowincji, przejmując część sympatyków lewicy.