Ja pozwolę sobie na odrobinę optymizmu: przy dobrej woli obu stron taki tandem może działać całkiem sprawnie, szczególnie na arenie międzynarodowej. Na tym polu bilans Lecha Kaczyńskiego wypada korzystnie: udane negocjacje w sprawie traktatu reformującego UE, wywalczenie dla naszego kraju stanowiska stałego rzecznika przy Europejskim Trybunale Sprawiedliwości, zmiana nastawienia przywódców Unii do ekspansji Rosji to namacalne sukcesy, których nie zniweczy nawet seria niefortunnych wypowiedzi pani minister Fotygi.

Czy polityka europejska pod wodzą PO wyglądałaby inaczej? Gdy przyjrzeć się bliżej poglądom i działalności Jacka Saryusza-Wolskiego, jednego z kandydatów na szefa MSZ, można wierzyć, że cele polskiej dyplomacji pozostałyby niezmienne, choć zapewne styl byłby łagodniejszy. Przy wielu zastrzeżeniach, jakie można mieć do PiS-owskiej polityki zagranicznej, nie ma wątpliwości, że Polska stała się jednym z głównych graczy na unijnej scenie. Z tej pozycji Tuskowi łatwiej będzie choćby ocieplać stosunki z Berlinem, unikając jednocześnie podejrzeń o nadmierną “proniemieckość”. Ufam, że szef PO jest w stanie zapomnieć o partyjnych sporach i w sojuszu z prezydentem skutecznie walczyć o nasze interesy w Europie.

Będzie to jednak możliwe tylko wtedy, gdy prezydent Kaczyński będzie współpracował z nowym rządem w dziele reformowania gospodarki. Wprowadzenie podatku liniowego, “odblokowanie” prywatyzacji, radykalne ograniczenie biurokracji i przyspieszenie wielkich inwestycji infrastrukturalnych będzie zależało także od tego, w jaki sposób prezydent wykorzysta swoje prawo weta. Jeśli będzie po nie sięgał w imię powstrzymywania “liberałów”, współpraca zacznie zgrzytać. Jeśli nie, tandem Tusk - Kaczyński może funkcjonować zgodnie w obu dziedzinach: dyplomacji i gospodarki.