Pitera oświadczyła mediom, że raportu rzecznikowi nie przekaże. Uznała, iż nie reagował on wystarczająco na medialne doniesienia o nieprawidłowościach w działaniach CBA. A raportu przekazać nie musi, gdyż – jak stwierdziła – nie jest to ani dokument, ani protokół kontrolny, ani opinia prawna.

Czym więc jest sporządzony przez pełnomocnika rządu raport? Prywatną korespondencją? Przecież na podstawie tego raportu premier ma podjąć zasadniczą decyzję dotyczącą funkcjonowania najważniejszej w państwie instytucji antykorupcyjnej. Raportem był wstrząśnięty, gdyż uznał, że co najmniej trzy poruszone w nim sprawy domagają się wystąpienia do prokuratury. Dlaczego zatem te ważne informacje nie zostaną ujawnione rzecznikowi praw obywatelskich?

Pitera zdecydowała, że nie udostępni mu raportu, gdyż – jak można wnosić z jej wypowiedzi – nie do końca jest zadowolona z jego działań. Czy oznacza to, że informacje o swoich posunięciach będzie uzależniała od własnego stosunku do osób i instytucji? Czy pełnomocnik rządu nie wie, że obowiązuje ją ustawa o jawności życia publicznego? Czy wie, że jej naruszanie grozi odpowiedzialnością karną?

Indagowany w tej sprawie marszałek Sejmu Bronisław Komorowski uznał, że pokazywanie raportu Pitery Kochanowskiemu byłoby aktem ekshibicjonizmu. Boję się dociekać, co by znaczyła wypowiedź Komorowskiego, gdyby potraktować ją dosłownie. Przenośnie ekshibicjonizm rozumiemy jako ujawnianie swoich wstydliwych tajemnic. Czy raport Pitery jest więc aż tak wstydliwy dla rządu? I czy jawność niewygodna dla rządu staje się ekshibicjonizmem?

Skomentuj na blog.rp.pl/wildstein