Został obdarzony bardzo dużym zaufaniem. O jego występkach wiedzieli inni politycy. Prokuratura nie miała dość determinacji, by zbadać, kto jest sprawcą domniemanego przestępstwa.
To historia jak z kryminalnych opowieści o skorumpowanych i zepsutych do cna lokalnych władzach miasteczek w opanowanych niegdyś przez mafię południowych Włoszech. Jeden kryje drugiego, organy ścigania nie są w stanie - albo nie chcą - nic zrobić. Ofiary czują się tak bardzo zagrożone, że boją się wyjawić prawdę przed tymi, którzy odpowiadają za praworządność w państwie. Kompletnie nie wierzą w skuteczność państwa i jego aparatu.
Bohaterka naszego tekstu czuła, że żyje w dżungli, a nie w praworządnym państwie.
Jej historia bardzo przypomina seksskandal w Samoobronie z byłym wicepremierem w tle. Tam politycy też czuli się kompletnie bezkarni. Mieli przekonanie, że mogą wszystko. I poniekąd mieli rację. Bo kobiety im ulegały i długo bały się komukolwiek donieść. Pani Anna z Olsztyna też przez wiele lat ukrywała swoją hańbę.
Wnioski są dwa. Jeden - że na molestowanie kobiet niestety w wielu kręgach polskiego społeczeństwa jest ciągle mniejsze lub większe przyzwolenie. Drugi - że Polacy czasem czują się całkiem bezbronni. Nie wierzą, że państwo jest w stanie ich obronić przed złoczyńcami.