20-letnia niezamężna bezrobotna matka czwórki dzieci, każde z innym ojcem, jest równie normalna jak para bezdzietnych lesbijek albo mąż i żona z dwójką dzieci i psem.
Co jakiś czas Brytyjczycy przeżywają katharsis, tzn. orientują się, że życie, w którym norma społeczna jest wyłącznie kwestią wyboru jednostki, wywołuje konkretne skutki, i to niekiedy odwrotne do oczekiwanych. Na przykład regularnie ubolewają nad liczbą nieplanowanych ciąż wśród nastolatek – Wielka Brytania przoduje w tej dziedzinie w Europie.
Od lat 90. władze uważają, że idealnym sposobem na ograniczenie ciąż jest rozdawnictwo środków antykoncepcyjnych i upowszechnianie oświaty seksualnej. Niestety po każdej kampanii tego typu liczba nieplanowanych ciąż u nastolatek rośnie, co w efekcie prowadzi do konsekwentnego łagodzenia warunków dopuszczalności aborcji.
Można by się spodziewać, że skoro aborcja w Wielkiej Brytanii jest dostępna na zamówienie, to nastolatki będą rodzić mniej nieplanowanych dzieci, ale tak też nie jest – w statystykach nieplanowanych urodzin brytyjskie nastolatki również przodują. Czyli efektem brytyjskiej polityki rodzinnej jest rekordowa w Europie liczba aborcji oraz nieplanowanych dzieci przy całkowitej dostępności środków antykoncepcyjnych i oświaty seksualnej. Ciekawe, prawda? Typowo angielski paradoks.
Oto jeszcze jeden. Wszystkie dostępne statystyki potwierdzają, że dzieci wychowane w rozbitych rodzinach (w Wielkiej Brytanii nikt oczywiście nie mówi „rozbitych”, tylko „rodzinach z jednym rodzicem” - single parent families) mają ciężej w życiu: gorzej się uczą, częściej są bezrobotne, częściej popełniają przestępstwa i częściej sami rozbijają rodziny, powtarzając schemat, który rujnował ich własne życie. Mimo to władze od lat lansują system podatkowy, który nagradza ludzi za odbieranie dzieciom szansy wychowania przez ojca i matkę.