Tymczasem o krzyż postawiony przez harcerzy przed Pałacem Prezydenckim zdążyła już wybuchnąć polityczna wojna.
Rozpoczęła ją przedwczesna wypowiedź prezydenta elekta Bronisława Komorowskiego w "Gazecie Wyborczej" na temat przeniesienia krzyża w inne miejsce. Liderzy Prawa i Sprawiedliwości odpowiedzieli ostrymi polemikami. Obie strony nie wykazały się zbytnią delikatnością. Emocje – choć pewnie w jakiś sposób zrozumiałe po doświadczeniu tak wielkiej tragedii – nie posłużyły dobrej sprawie.
Całe szczęście, że konflikt znalazł ostatecznie pokojowe rozwiązanie. Dobrze się stało, że krzyż – znak tak ważny dla chrześcijan – nie będzie dalej przedmiotem politycznej walki czy choćby nawet sporu.
Ale jednocześnie trzeba uszanować tych, którzy dziś mogą odczuwać zawód, że znak przez nich wybrany jako pamiątka ofiar smoleńskiej tragedii zostanie schowany w budynku kościoła. Komitet Katyński, którzy zaangażował się w obronę krzyża, apeluje o budowę pomnika lub choćby położenie tablicy, która upamiętniłaby ofiary katastrofy prezydenckiego samolotu. Warto uszanować ten apel.
Pod Smoleńskiem zginęli politycy i wysocy urzędnicy państwowi w trakcie pełnienia obowiązków. W symbolicznym miejscu, lecąc w symbolicznej misji. Ich pamięci należy się szacunek. A obelisk z wyrytymi nazwiskami osób, które odeszły byłby dobrą formą upamiętnienia ich życia i postawy. Przypominałby on nam lekcję, jaką z tej tragedii powinniśmy wynieść. Przywoływałby też ważne dla naszej wspólnoty wartości.