Oto w telewizjach komercyjnych filmy są przerywane reklamami. To oczywiste, ale nikt nie zauważa, że w Polsce robione jest to szczególnie topornie – tłumaczyłem.
Reklamy pojawiają się w Polsacie lub TVN w środku dramatycznej sceny, czasem przerywając aktorowi w pół słowa. Wdzierają się w takie sekwencje, które warto by szczególnie chronić. Czy w momencie, gdy na Umschlagplatz rodzina Władysława Szpilmana z „Pianisty" Polańskiego szykuje się do wywózki na zatracenie, powinna wkraczać pani od płynu do prania albo szamponu z idiotyczną gadką?
Kiedy żądałem interwencji Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, koledzy pukali się w głowy. – Masz Canal Plus i telewizję publiczną bez reklam – przypominali. Miałem. Nie miałem za to na podorędziu ekspertów, którzy by orzekli, że taka inwazja obciachu zagraża zdrowiu psychicznemu i wrażliwości widza.
Zamilkłem, zapomniałem. Ale tym razem nie zdzierżę. Bo trąd dotknął obu kanałów TVP. Wprawdzie tam reklamy filmów jeszcze nie przerywają, ale tandetne zajawki innych filmów i programów wdzierają się na dół ekranu notorycznie.
A to historyczny krajobraz jest mi przesłaniany przez ponętną blondynkę z durnego filmidła. A to zasępiona twarz Tomasza Lisa zakłóca komedyjkę. Lubię serial „Czas honoru", pomimo wpadek w oddawaniu okupacyjnych realiów. Tymczasem ostatnio, kiedy chłopcy z ZWZ zabijali gestapowca, kazano mi równocześnie śledzić losy rywalizacji o telekamery. Patrzył na mnie z kwadracika w dolnym rogu Piotr Adamczyk, zresztą grający tegoż gestapowca. A ja nie wiedziałem: przeżywać wojenne dramaty czy medytować nad karierą aktora, który był już Polskim Papieżem?