Polowanie na dysydentów z PiS

Jakże chętnie odeszłoby się od bieżącej polityki, która obecnie, w naszym kraju, w imię pokoju i miłości polega na wyrzynaniu z życia publicznego pozostałości dysydentów

Aktualizacja: 13.11.2010 19:39 Publikacja: 13.11.2010 19:34

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Elementarna uczciwość każe jednak choćby odnotowywać zjawiska prawie nie istniejące w polskich mediach, które ostatnio zajmują się wyłącznie wyrzynaniem dysydentów z PiS przez Jarosława Kaczyńskiego. Troskliwości mediów wobec opozycji dorównuje zaufanie do nich PiS-owskich (na szczęście, nie wszystkich) buntowników. Traktowanie TVN-u jako konfesjonału, a dziennikarzy tej stacji jako duchowych nauczycieli, głęboko wzrusza. Spowiedź Michała Kamińskiego, wydawałoby się, zaprawionego w bojach polityka, który we łzach wyznawał Andrzejowi Morozowskiemu: "Tu stoję, inaczej nie mogę, tak mi dopomóż Bóg", musiało wstrząsnąć widzami telewizji Waltera.

Nie o tym jednak chciałem, gdyż zaangażowanie dominujących mediów i tak licznej ekipy dziennikarzy w wewnętrzne sprawy PiS, zwalnia mnie z tego obowiązku. Niestety, nikt nie zwalnia mnie z obowiązku zajmowania się z polowaniem na dysydentów III RP, które skutecznie prowadzone jest w naszym kraju.

Ryszard Legutko zauważył niedawno, że PiS pełni rolę dysydentów w III RP. W rzeczywistości jest gorzej, gdyż każdy dysydent III RP zapisywany jest do PiS. Minister transportu w latach 2005-2007, Jerzy Polaczek opowiadał jak zatrudnił na stanowisku dyrektorskim wybitnego fachowca, członka PO, który, oczywiście, z partyjnego członkostwa zrezygnował. Pomimo nacisków ze strony PiS utrzymał go na zajmowanym stanowisku. Po wyborach 2007 dyrektor ów został zwolniony z ministerstwa jako… pisowiec.

W ostatnim numerze "Newsweeka" czytam reportaż o czystkach w TVP. Jego młody autor, zakładam, że z dobrą wolą, powtarza, że z TVP usunięci zostaną pisowscy mianowańcy, którzy całą falą napłynęli do TVP w 2006 roku. Dla dziennikarza owego nie ma żadnej wątpliwości, że wszyscy nominowani wówczas ludzie to polityczna falanga PiS-u. W rzeczywistości powołani zostali oni na swoje stanowiska, aby "zdekomunizować", czyli wyrwać TVP z rąk postkomunistycznych klanów i sitw i uczynić z niej medium publiczne. Mój poprzednik, Jan Dworak dokonał pewnych zmian w telewizji Roberta Kwiatkowskiego, przede wszystkim odebrał jej rolę propagandowego narzędzia SLD. Było to o tyle łatwiejsze, że partia ta sypała się wówczas, ale żadnej poważniejszej reformy w niej nie przeprowadził, co powoduje, że wychwalany jest jako najlepszy prezes wszech czasów.

Generalnie nie miałem pojęcia, na kogo głosowali nowi ludzie, których wprowadziłem wówczas do TVP , a wielokrotnie wiedziałem, że akurat nie na partię Kaczyńskiego. Zresztą w 2005 roku wybór PiS czy PO bywał przypadkowy i doraźny. Wszystkim tym ludziom, którzy przyszli do TVP z chęcią zrobienia czegoś pozytywnego, przybite zostało pisowskie piętno i po dziś dzień prześladowani są zawodowo za ów epizod ich kariery. Okazuje się, że nie jest niczym wstydliwym uczestnictwo w propagandzie stanu wojennego czy radykalnie upartyjnionej telewizji Kwiatkowskiego — "dyskredytujące" w Polsce Tuska jest uczestnictwo w krótkim epizodzie budowy mediów naprawdę publicznych. Ostatnia naznaczona w ten sposób ekipa to zespół "Wiadomości" Jacka Karnowskiego, któremu udało się odzyskać wiarygodność telewidzów i odbudować dziennikarskie standardy.

Piszę to nie po to, aby kogokolwiek przekonać, gdyż w obecnym stanie gorączkowej nagonki trudno mieć takie złudzenia. Pewny jestem, że pod moim tekstem pojawi się zaraz ileś dyżurnych wpisów, których autorzy na wzór Niesiołowskiego krztusić się będą słowem Kaczyński. Piszę to, gdyż oddaje to stan w jakim dziś znajduje się nasz kraj.

Elementarna uczciwość każe jednak choćby odnotowywać zjawiska prawie nie istniejące w polskich mediach, które ostatnio zajmują się wyłącznie wyrzynaniem dysydentów z PiS przez Jarosława Kaczyńskiego. Troskliwości mediów wobec opozycji dorównuje zaufanie do nich PiS-owskich (na szczęście, nie wszystkich) buntowników. Traktowanie TVN-u jako konfesjonału, a dziennikarzy tej stacji jako duchowych nauczycieli, głęboko wzrusza. Spowiedź Michała Kamińskiego, wydawałoby się, zaprawionego w bojach polityka, który we łzach wyznawał Andrzejowi Morozowskiemu: "Tu stoję, inaczej nie mogę, tak mi dopomóż Bóg", musiało wstrząsnąć widzami telewizji Waltera.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Jak sztuczna inteligencja zmienia egzamin maturalny?
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Kłamstwo Karola Nawrockiego odsłania niewygodne fakty. PiS ma problem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Alcatraz, czyli obsesja Donalda Trumpa rośnie
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump to sojusznik wysokiego ryzyka dla Nawrockiego
Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku